Dziennikarzom zaprezentowano tylko trzy zagadnienia poruszone w raporcie. Dokument liczy ponad dwieście stron. Na razie nie został upubliczniony. Mają go wkrótce otrzymać wadowiccy radni. Najpoważniejszym zarzutem była - jak to określili audytorzy - możliwość transferu zysków ze spółki EKO, która zajmuje się gospodarką odpadami - do prywatnej firmy - zarazem większościowego udziałowca EKO. Mechanizm wyjaśniał jeden z audytorów Wojciech Jagodziński:
Przychody uzyskiwane przez spółkę EKO z tytułu odbioru odpadów od firmy prywatnej były niższe niż ówczesne ceny rynkowe, natomiast koszty odbioru odpadów przze prywatną spółkę wspólnika były istotnie wyższe od cen rynkowych - czyli zysk był transferowany do wspólnika. Ta kwota to ok.750 tysięcy, może być jednak wyższa, bo mielismy ograniczoną możliwość kontroli. Spółka przez pierwszy miesiąc odmawiała nam dostępu do dokumentów, również burmistrzowi, choć gmina jest 49-procentowym udziałowcem. Później mieliśmy częściowy dostęp, ale spółka odmawiała odpowiedzi na pytania. - mówił Wojciech Jagodziński szef firmy, która sporządziła raport.
W audycie wskazano też, że firma podpisywała kontrakty na ponad pół miliona złotych bez opinii i kontrasygnaty wiceprezesa spółki, którą do Eko kierował urząd miasta - bo gmina jest mniejszościowym udziałowcem firmy. To według autorów raportu było złamaniem statutu spółki i zagrożone jest karami umownymi. Wszystkie te zarzuty odrzucił były burmistrz Wadowic Mateusz Klinowski:
Jeżeli są takie zarzuty, to chciałbym zobaczyć konkrety, bo umów nie widziałem, ani ilości odpadów - audytor tego nam nie pokazał, pokazał jedynie swoje domysły.
Obecny burmistrz Wadowic Bartosz Kaliński zapowiada jednak po pierwsze próbę wyegzekwowania około 600 tysięcy kar umownych od prywatnego podmiotu za nieprawidłowości, a poza tym skierowanie sprawy do prokuratury:
Po szczegółowej analizie audytu, jego wyniki zostaną przekazane do prokuratury. Kwestie dotyczące kodeksu karnego nie należą do gminy, która będzie się tylko starała wyegzekwować to, co się jej należy, reszta jest w gestii organów ścigania.
Mateusz Klinowski uważa jednak, że cel i przeprowadzenia samego audytu i dzisiejszej konferencji jest jeden:
żeby szukać haków na politycznych przeciwników. Nie wiem dlaczego kosztował 107 tysięcy złotych. To jakiś absurd. Wydano je na zbiór plotek, nieprawdziwych informacji, insynuacji bez konkretów.
A propos zarzutu dotyczącego kosztów raportu - to firma odpowiada, że skala nieprawidłowości i możliwość odzyskania należnych miastu pieniędzy - przewyższają kilkukrotnie kwotę wydaną przez miasto na sporządzenie audytu.
Przeprowadzenie audytu w czasie kampanii przed wyborami samorządowymi zapowiadał wówczas kandydat na burmistrza Bartosz Kaliński. Na pewno dyskusja na temat tego co odkryli audytorzy będzie w Wadowicach toczyć się jeszcze przez długie tygodnie.
Marcin Friedrich/ bp