Dwaj 17-letni Anglicy zostali zatrzymani w czerwcu ub.r. przez straż Muzeum Auschwitz, gdy na terenie byłego obozu Birkenau wygrzebywali z ziemi przedmioty i chowali je do kieszeni. Zbierali je w rejonie, w którym w czasach funkcjonowania obozu znajdowały się magazyny z mieniem zagrabionym Żydom zgładzonym w komorach gazowych. Nazywano je "Kanadą". U nastolatków znaleziono fragmenty maszynki do golenia, kawałki szkła zbrojonego ze świetlików w baraku, a także guziki.

Pod koniec wojny Niemcy, którzy zacierali ślady swych zbrodni, podpalili magazyny. W rejonie "Kanady" co pewien czas na powierzchni pojawiają się fragmenty mienia, które dziesiątki lat spoczywały pod ziemią. Muzealnicy zbierają je, ale nie prowadzą tam badań archeologicznych, gdyż były obóz traktowany jest jako cmentarz.

Anglicy początkowo przyznali się do winy i chcieli dobrowolnie poddać się karze. Po usłyszeniu zarzutów wrócili do swego kraju. Po wynajęciu adwokatów zmienili zdanie tłumacząc, że nie mieli świadomości, iż były to przedmioty o szczególnym znaczeniu dla kultury. Zrezygnowali również z dobrowolnego poddania się karze. Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do sądu okręgowego w Krakowie. Za czyn zarzucony oskarżonym grozi kara do 10 lat więzienia.

Ich obrońcy skierowali do sądu wniosek o umorzenie postępowania wskazując na brak znamion czynu zabronionego. Podnosili, powołując się na opinię historyka, że znalezione przez oskarżonych przedmioty nie stanowiły dobra o szczególnym znaczeniu dla kultury, a jedynie "destrukty i rzecz masową, która nie była chroniona". Sami oskarżeni nie mieli natomiast świadomości, że dokonują kradzieży - podnieśli tylko z ziemi przedmioty, które chcieli potem obejrzeć i zapytać o nie, ale musieli podążyć za oddalającą się grupą - argumentowali obrońcy.

Prokurator wnosił o nieuwzględnienie wniosku obrońców jako całkowicie bezpodstawnego. Podobne stanowisko zajęła przedstawicielka muzeum.

Krakowski sąd okręgowy na posiedzeniu w marcu uznał, że znalezione przez oskarżonych przedmioty same w sobie nie stanowiły dobra o szczególnym charakterze dla kultury, a ich brak nie wpływa na status muzeum, które takim miejscem w całości jest. Wskazał, że przedmioty te nie były zabezpieczone, lecz pozostawione na odkrytej ziemi i ulegały zniszczeniu; nie zostały też zaewidencjonowane jako zabytki. Wskazał także, że oskarżeni jedynie podnieśli je z ziemi, nie zostali jednak prawidłowo poinformowani o zasadach poruszania się w muzeum. Dlatego uznał, że kwestia ich ewentualnego zamiaru przywłaszczenia mienia powinna zostać wyjaśniona przed właściwym sądem, tj. sądem rejonowym w Oświęcimiu.

Przeciwko takiemu stanowisku zażalenia wnieśli zarówno prokurator i oskarżyciel publiczny, jak i obrońcy. Obrońcy skarżyli się na to, że sąd nie skierował sprawy do umorzenia; chcieli też, by wykroczenie nie badał sąd rejonowy w Oświęcimiu, ale oświęcimska policja. Prokurator oraz Muzeum Auschwitz kwestionowali rozstrzygnięcie, że skradzione przedmioty nie stanowią dobra o szczególnym znaczeniu dla kultury, oraz przekazanie sprawy do sądu rejonowego. Wskazywali, że sąd przed rozpoczęciem merytorycznego rozpoznania sprawy dokonał nieuprawnionej oceny dowodów.

Ich argumenty podzielił sąd. Uznał, że sąd powinien zająć stanowisko dopiero po procesowej ocenie dowodów. "Sprawa znajduje się na etapie wstępnych harców formalnych zamiast zostać już rozpoznana" – ocenił w uzasadnieniu sędzia Wojciech Dziuban.

Niemcy założyli obóz Auschwitz w 1940 r., aby więzić w nim Polaków. Auschwitz II-Birkenau powstał dwa lata później. Stał się miejscem zagłady Żydów. W kompleksie obozowym funkcjonowała także sieć podobozów. W Auschwitz Niemcy zgładzili co najmniej 1,1 mln ludzi, głównie Żydów, a także Polaków, Romów, jeńców sowieckich i osób innej narodowości. W 1947 r. na terenie byłych obozów Auschwitz I i Auschwitz II-Birkenau powstało muzeum. W ubiegłym roku zwiedziło je ponad 1,72 mln osób.

 

 

 

 

 

(PAP/ko)