Nie chodzi oczywiście o naszego przemiłego, uczynnego pana Janka, który od wielu lat odwiedza nas z " torbą ciężką od listów" - jak dawno temu śpiewali Skaldowie. Zna wszystkich i wszyscy znają jego.
Wraz z konkurencją dla starej poczty pojawili się nowi listonosze. Nie mają wielkiego kółka z kluczami od bram domów, jak pan Janek, nie znają lokatorów. W skrzynkach, zamiast awiza, leżą świstki papieru, a przesyłki trzeba odbierać w kioskach, czy księgarniach.
I to nie jest poważny problem. Ten tkwi w czym, a raczej w kimś innym. To młody doręczyciel, który zachowuje się - delikatnie mówiąc - dziwnie.
Słyszałam opowieści sąsiadów, że krzyczy na nich, wygraża, poucza / np. sekretarki w pobliskiej szkole - jak należy się prawidłowo posługiwać ojczystym językiem/.
Pomyślałam - pewnie dorabiający student, sfrustrowany niskimi zarobkami i tym, że musi z wyżyn swojej studenckości obsługiwać plebs.
Wreszcie pewnego dnia wpadłam na niego przy skrzynce na listy.
- Czy jest coś pod... / tu podałam numer mieszkania/ ? -
Cisza.
- Przepraszam, czy... - powtarzam pytanie.
Wściekłe burczenie.
- Słucham? - dopytuję
- Głucha pani jest? - ryknął.
Drugie spotkanie bliskiego stopnia odbyło się przy tej samej skrzynce. Stoi przy niej zagradzając plecakiem przejście, więc zatrzymuje się, czekając aż powrzuca przesyłki do przegródek. Nagle odrwraca się z dziką nienawiścią w oczach i wrzeszczy: - co pani tak sterczy, przechodzi pani, czy nie? -
- Przepraszam, czy ma pan jakiś problem? - pytam
- Mam ! - krzyk przechodzi w histeryczny pisk - bo nie mogę przejść -
Ten człowiek jest najwyraźniej niezrównoważony, a jego agresja rośnie. Jak się skończy? Strach pomyśleć.
Jak ironia brzmią ostatnie słowa piosenki Skaldów: " kapelusz przed pocztą zdejm".