W swym najnowszym filmie – „Zwierzęta nocy” – naczelny esteta Hollywoodu pozostaje wierny wysmakowanemu stylowi, ale jednocześnie zrywa z nim. Ford zwraca się bowiem w stronę mocnego kina policyjnego, pełnego przemocy, której nie poddaje estetyzacji.
Reżyser równolegle opowiada bowiem dwie historie. Jedna wydarza się w świecie rzeczywistym, w którym Susan (Amy Adams) odnosi sukces jako szefowa jednej z galerii sztuki, ale wiedzie jałowe życie u boku zdradzającego ją drugiego męża. Druga opowieść jest wytworem wyobraźni głównej bohaterki zatopionej w lekturze tajemniczej książki podarowanej jej niespodziewanie przez byłego męża Edwarda (Jake Gyllenhaal). Przekraczając granice fikcji, ze sterylnych i nowoczesnych wnętrz Nowego Jorku, przenosimy się więc do zabitej dechami dziury w Teksasie, gdzie moralni wykolejeńcy wyznaczają granicę prawa.
Czytana przez bohaterkę książka prowokuje również liczne pytania: jaki związek z życiem Susan ma fikcyjna opowieść o zemście ojca, który w tragicznych okolicznościach traci żonę i córkę oraz dlaczego autor zadedykował to brutalne dzieło właśnie byłej żonie?
Napięcie w „Zwierzętach nocy” budowane jest wokół wyznania Susan, która zdradza przyjaciółce, że w przeszłości wyrządziła Edwardowi wielką krzywdę. Ale nawet ból zadany przez wyrachowaną kobietę, jak sugeruje reżyser, może okazać się dla mężczyzny stymulujący. Zemsta w „Zwierzętach nocy” jest jednak słodka i gorzka zarazem, pokazująca, że w świecie pięknych, wykształconych i bogatych nowojorczyków, którymi kieruje chłodny racjonalizm, nie ma miejsca na romantyczną miłość. Dlatego Susan jest nie tylko tytułowym zwierzęciem nocy, ale przede wszystkim samotną królową śniegu wyjałowioną z uczuć i skazaną na życie w chłodnym pałacu. Lektura książki roznieci w niej upragniony ogień, ale tylko na chwilę. By szybko go zgasić.
(Urszula Wolak/ko)