Przeniesiemy się do świata dotkniętego apokalipsą, w którym bohaterowie skazani są na ciągłe niebezpieczeństwo zarówno ze strony ludzi, jak i panoszącego się śmiertelnego wirusa. Nigdy nie dowiemy się, kto lub co tak naprawdę zagraża ich życiu. Obserwować będziemy za to ich wolę przetrwania, która przybierze monstrualny charakter (podobnie jak to było w znakomitym horrorze „Coś za mną chodzi” Davida Roberta Mitchella). W tym sensie opowieść o pewnej amerykańskiej rodzinie mieszkającej w chacie w środku lasu, gotowej na wszystko, by ocalić swe życie, jest dla mnie przede wszystkim filmem survivalowym portretującym rzeczywistość, w której człowiek człowiekowi staje się wilkiem.
Życie Paula (Joel Edgerton, który unosi na fali sukcesów po takich filmach jak „Loving” i „Dar”) i jego familii urządził lęk przed tym, co przyniesie kolejny dzień. Ludzie umierają w bólach na tajemniczą chorobę siejącą zniszczenie w organizmie w zastraszającym tempie. Brakuje prądu, kończą się zapasy wody i żywności, nie działają telefony, internet. Nie sposób dotrzeć też do jakichkolwiek informacji na temat przyczyn zagłady, która dotknęła ludzkość. Panuje chaos, który potęguje w ludziach poczucie zagrożenia, wywołując ich niepohamowaną agresję. Przed nadejściem nieproszonych gości trzeba więc z domu uczynić twierdzę i uzbroić się w broń palną.
W świecie przedstawionym przez reżysera niewiele pozostaje miejsca na naprawdę ludzkie odruchy: okazanie zrozumienia, współczucia, wyzbycia się podejrzliwości. Do głosu dochodzi bowiem instynkt przetrwania, który sprawia, że człowiek zaczyna działać w sposób mechaniczny i bez mrugnięcia okiem pociąga za spust strzelby wpisując zabójstwo w rytuał codzienności. Gdy kodeks moralno-etyczny stracił na znaczeniu, goście, którzy przekraczają próg domu Paula, a nawet jego najbliżsi stają się ofiarami.
To – jak sugeruje w tytule swojego filmu reżyser – przychodzi po zmroku. „To”, czyli co? Tajemniczy wirus, wróg, morderca, a może po prostu zło, które czai się w nas i jest immanentną częścią ludzkiej natury? To jedno z kluczowych pytań, które zadawać będziemy sobie po seansie. Najlepiej uczestniczyć w nim po zmroku.
Urszula Wolak