Nuda, monotonia, powtarzalność, przewidywalność – to podstawowe elementy subtelnie budujące świat przedstawiony w „Patersonie”. Ich przeżywanie i doświadczanie pozwala, jak twierdzi Jarmusch, odkryć piękno banału codzienności, którego zazwyczaj nie dostrzegamy i nie odczuwamy.

Dzieło amerykańskiego twórcy nie będzie łatwe w odbiorze dla tych, którzy z filmami Jarmuscha nigdy się nie zetknęli. „Paterson” odbiega bowiem od dominującego w głównym nurcie kina modelu opowiadania historii naszpikowanej fabularnymi zdarzeniami. Tu fabuły właściwie nie ma, bo została zredukowana do minimum po to, by odkryć poezję codzienności i zaakcentować inny – ważniejszy zdaniem Jarmuscha – aspekt opowieści. W dzieciństwie, jak mówi tytułowy bohater (kreowany przez doskonale obsadzonego Adama Drivera), poznajemy trzy podstawowe wymiary: szerokość, wysokość i głębokość. Jako dojrzali ludzie uświadamiamy sobie, że istnieje jeszcze czwarty – czas, który w „Patersonie” powoli sączy się z ekranu – jakby w kontrze do biegu, w którym żyjemy w XXI wieku. Nieraz można odnieść wrażenie, że czas w filmie Jarmuscha uległ zatrzymaniu, że miejsce, gdzie rozgrywa się akcja „Patersona” tak naprawdę nie istnieje, że to świat, który kiedyś nam się przyśnił, o którym marzymy, za którym tęsknimy i dlatego nie potrafimy wyrzucić go z pamięci.

Główny bohater o imieniu Paterson, który mieszka w Paterson w stanie New Jersey pozornie niczym nie wyróżnia się z tłumu. Jest zwyczajnym kierowcą autobusu, który w wolnych chwilach pisze wiersze do szuflady. Nie ma jednak ambicji zostania wielkim poetą – to przeciętniak, któremu dobrze jest tak, jak jest. Jego fascynacja poezją uwrażliwia go jednak na rzeczywistość, wyostrza zmysły, które na co dzień pozostają u większości z nas nieaktywne. Zwyczajności nadaje więc rangę wyjątkową, tak jak uatrakcyjnia nijakie miejsca – mijane codziennie ulice, skwerki, domy. Najbarwniejszym punktem opowieści o poezji dnia codziennego jest Laura (irańska piękność Golshifteh Farahani) – żona Patersona – nieprzewidywalna, nieustannie marząca, z ambicjami, ujawniająca niezrealizowane plany głównego bohatera. Ich prosta historia pochłania bez reszty i wciąga, jak dobra muzyka, która uzmysławia nam, jak śpiewał Kazik Staszewki, że świat piękniejszy jest niż Brookliński Most.

 

 

 

 

(Urszula Wolak/ko)