Stanisław Wisłocki wielki mistrz batuty zaistniał parę dni temu w Krakowie jako bardzo dobry… kompozytor. Pretekstem do koncertu monograficznego Wisłockiego – kompozytora były przypadające 7 lipca jego setne urodziny. Koncert , który odbył się w Sali Filharmonii Krakowskiej, zainaugurował Festiwal Muzyka Polska odNova, organizowany przez Filharmonię Krakowską. Ten festiwal zresztą to świetny pomysł, bo według założeń ma prezentować muzykę nieznaną, ale wartą poznania.

Jeden zespół – orkiestra Filharmonii Krakowskiej; dwóch pianistów: Piotr Sałajczyk i Michał Drewnowski; dwóch dyrygentów: Sebastian Perłowski (dyrektor nowo powstałego festiwalu) i Przemysław Zych; jeden kompozytor – Stanisław Wisłocki i jego cztery otwory: Suita polska na orkiestrę symfoniczną, Koncert fortepianowy (partię solową grał Piotr Sałajczyk), Ballada symfoniczna oraz Rapsodia polska na fortepian i orkiestrę (przy fortepianie Michał Drewnowski). Ten ostatni utwór, który tak naprawdę jest koncertem fortepianowym, miał swoje prawykonanie.

Był to bardzo interesujący wieczór, a muzyka Wisłockiego okazała się bardzo dobrze napisana, z ciekawą instrumentacją, przetykaną licznymi solami muzyków z orkiestry, naszpikowaną perkusją, ale i pełną pięknych fraz oraz bardzo dobrej harmonii. Niektórzy zaliczają muzykę Wisłockiego do nurtu neoklasycznego, ale słuchając można jeszcze w niej odnaleźć echa tak charakterystyczne dla lat 20. i 30. XX wieku.

Muzycy mówią, że archiwa polskie są pełne utworów dyrygentów, którzy chcieli być kompozytorami; pełne muzyki zapomnianej. Niektórzy złośliwie dodają, że słusznie zapomnianej. Ale ja bym tu uważała przy słowie słusznie, ponieważ ta zapomniana muzyka jest nieznana, trudno więc ją ocenić. A koncert z utworami Wisłockiego udowodnił, że warto aby te kompozycje trafiły na stałe do repertuaru orkiestrowego.

Kiedyś rozmawiałam z Antonim Witem, który powiedział, że głównym problemem niewykonywania muzyki polskiej – choćby właśnie takich kompozytorów jak Stanisław Wisłocki, Henryk Czyż, Jan Krenz – jest stan materiałów orkiestrowych. Często te utwory zalegają w rękopisie. Trzeba je opracować, rozpisać na głosy orkiestrowe, wydać i dopiero można wykonać. Często też się zdarza, że nawet jeżeli takie materiały są już gotowe, to znajdują się w tak złym stanie, że nie da się z nich grać.

I pewnie byśmy nie usłyszeli prawykonania Rapsodii polskiej, gdyby nie Polskie Wydawnictwo Muzyczne, które opracowało i przygotowało materiały orkiestrowe. Koncert ten, choć napisany jako pierwszy, został dopiero co odnaleziony i ma numer drugi. Podobnie jak to jest z koncertami Chopina. Mówił o tym bardzo ciekawie podczas wieczoru Tadeusz Deszkiewicz, znana postać polskiej muzyki, dziennikarz muzyczny, szef Radia dla Ciebie, a prywatnie siostrzeniec Stanisława Wisłockiego. Zresztą Tadeusz Deszkiewicz mieszka w Warszawie, w tym samym domu, w którym mieszkał Stanisław Wisłocki, być może więc Rapsodia Polska nie jest ostatnim odkryciem.

Stanisław Wisłocki to bardzo intrygująca postać. Kariera dyrygencka stłumiła w nim kompozytora, choć na początku wydawało się, że to właśnie kompozycja będzie dla niego numerem jeden. Wisłocki swoje muzyczne wykształcenie pobierał początkowo w Przemyślu w Instytucie Muzycznym, później w konserwatorium we Lwowie. W czasie wojny trafił do Rumunii, do Timișoary, gdzie podjął studia w klasie fortepianu Emila Michaila oraz kompozycji u Georga Simonisa. A później już w Bukareszcie, przebywał pod trwającą trzy lata opieką artystyczną niezwykłego rumuńskiego muzyka, George’a Enescu. Tam rozpoczął karierę jako pianista i dyrygent.

Gdy wrócił po wojnie do Polski zajął się przede wszystkim organizowaniem życia muzycznego i dyrygowaniem. Przez 11 lat był dyrektorem artystycznym i dyrygentem Filharmonii Poznańskiej (ten czas dla tej instytucji to jest piękna karta). Powołał też Polską Orkiestrę Ludową (później znaną jako Polska Orkiestra Kameralna), która stała się szansą pracy w zawodzie dla muzyków Filharmonii Warszawskiej ocalałych z wojny.

Był też szefem Filharmonii Narodowej oraz przez kilka lat także Wielkiej Orkiestry Symfonicznej PRiTV w Katowicach. Do Krakowa przyjeżdżał głównie do słynnej Radiówki i z nią nagrywał wiele programów, przede wszystkim oratoria. Koncertował w wielu krajach Europy, USA, Kanady, Japonii. Odbył wiele tournées zagranicznych, w tym po Ameryce Południowej, głównie z orkiestrą Teatro Colon, której był artystycznym szefem. Zajął się także pedagogiką. Jego uczniami są m.in. Jacek Kaspszyk, Wojciech Michniewski, Ruben Silva czy Tadeusz Wojciechowski.

Kariera dyrygencka była na tyle wymagająca, że właściwie bardzo szybko przesłał komponować. Miał zaledwie trzydzieści kilka lat gdy odłożył pióro. Pisał: „(…) doszedłem do wniosku, że moje dotychczasowe kompozycje niczym specjalnie oryginalnym się nie wyróżniały”. Bardzo to surowa ocena twórcy. Zbyt surowa, co udowodnił koncert w Filharmonii Krakowskiej. Orkiestra grała świetnie, a prezentowana muzyka okazała się warta nie jednej prezentacji. Wykonane podczas wieczoru kompozycje pochodziły z lat 1945-1952, mogliśmy więc poznać twarz kompozytora który miał zaledwie 24-31 lat.

Tak naprawdę nie wiadomo, czy przypadkiem dogłębne poznanie repertuaru dyrygenckiego nie przyczyniło się do rezygnacji z komponowania. Niemniej koncert w Filharmonii Krakowskiej pokazał, jak bardzo ciekawym twórcą był młody Stanisław Wisłocki i kto wie jakim mógłby być kompozytorem dojrzałym.

Warto było posłuchać!