Po trzech koncertach gwiazd wykreowanych przez konkurs – przypomnę, że do tej pory w Filharmonii Krakowskiej wystąpiła zaledwie 17-letnia Jewa Gieworgian reprezentująca Rosję i Armenię (otrzymała wyróżnienie), Kyōhei Sorita z Japonii (laureat II nagrody) i Martin Garcia Garcia, z Hiszpanii (zdobywca III miejsca) – stało się jasne, że Chopin ma różne oblicza i wszystkie niezwykle interesujące. A to jeszcze nie jest koniec, bo 11 grudnia zagra w Filharmonii Krakowskiej Jakub Kuszlik, zdobywca IV miejsca, najwyżej oceniony Polak, artysta pochodzący z Małopolski, absolwent średniej szkoły muzycznej przy ul. Basztowej w Krakowie, student w klasie Katarzyny Popowej-Zydroń w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy.

W minioną środę, 17 listopada w Filharmonii Krakowskiej wystąpił Martin Garcia Garcia, pianista który właściwie od I etapu konkursu stał się ulubieńcem publiczności. Zawdzięczał to nie tylko umiejętnościom, ale przede wszystkim ujmującej osobowości, wręcz urokowi osobistemu. Jego po prostu nie można nie lubić. I w Krakowie też porwał publiczność, która wielokrotnie nagradzała go owacją na stojąco, za co artysta odwdzięczył się trzema bisami: walcem, mazurkiem i Polonezem As-dur, zagranym z wielkim rozmachem. Koncert pokazał także jak wielkim wysiłkiem jest dla pianisty gra przed publicznością, bo patrząc na artystę schodzącego z estrady nie dało się nie zauważyć, że miał mokrą, przyklejoną do ciała koszulę.

Jego występ był szalenie interesujący, pokazał niesztampowe podejście do utworów Chopina. Słychać było, że pianista ma swoją koncepcję prezentowania muzyki, że stara się z tkanki utworu wyciągnąć nie tak słyszalne kontrapunkty i tematy. Czasami było to dość zaskakujące, niemniej bardzo ciekawe. Najbardziej przypadły mi do gustu trzy mazurki op. 50: G-dur, As-dur i cis-moll, co potwierdziło tylko werdykt jury (artysta został uhonorowany za najlepsze wykonanie mazurków). Również podobały mi się bardzo trzy preludia z op. 28: As-dur, Es-dur, F-dur. W tych małych formach, pianista się świetnie odnajduje. Sonata h-moll zabrzmiała „potężnie”, choć architektura całości budziła pewne wątpliwości. I nie przeszkadzało mi, że pianista – niczym Glenn Gould – nucił pod nosem, co słychać było nawet na balkonie. Miało to swój urok.

Może najmniej ciekawie wypadł otwierający wieczór II Koncert fortepianowy f-moll , za wykonanie którego na konkursie pianista otrzymał nagrodę. Artyście towarzyszyła orkiestra Filharmonii Krakowskiej pod dyrekcją Alexandra Humali. Nie obyło się bez drobnych nieczystości, ale jak się gra tylko Chopina od wielu miesięcy, to rozumiem, że można być już zmęczonym i nie tak uważnym. Ale te nieczystości nie miały znaczenia, raczej problemem były dla mnie proporcje dźwięku między orkiestrą a solistą. Fortepian czasem gdzieś ginął wśród innych instrumentów. Nie wiem co było powodem. Być może to instrument marki Fazioli, na którym grał artysta i który specjalnie został do Krakowa przywieziony, nie mógł się przebić przez orkiestrę. Bo instrument tej marki ma delikatny dźwięk, znacznie delikatniejszy niż Steinway, do którego jesteśmy przyzwyczajeni.

Ale tak ogólnie, to fortepian Fazioli (artysta zagrał na instrumencie F278) pochodzący z włoskiej niewielkiej fabryki, która od ponad 40 lat produkuje ręcznie około 110 fortepianów rocznie, brzmiał bardzo dobrze w solowych prezentacjach. Co ciekawe: w tym roku aż troje pianistów grających na fortepianie tej marki znalazło się wśród laureatów Konkursu Chopinowskiego, w tym zwycięzca: Bruce (Xiaoyu) Liu.

Kyōhei Sorita z Japonii, który wystąpił w Filharmonii Krakowskiej o 10 dni wcześniej przed Hiszpanem to dla mnie jeden z najlepszych uczestników Konkursu Chopinowskiego. Ten 27-letni pianista zaprezentował w Krakowie niezwykle „równy” recital na bardzo wysokim poziomie. Wielka świadomość dźwięku, umiejętność budowania architektury całego utworu i brak nieczystości – to charakteryzowało jego artystyczną dojrzałość. No i grał na Steinway’u.

Jego recital Chopinowski został ułożony dość ciekawie. W pierwszej części artysta wykonał dwa mazurki H-dur i C-dur z op. 56, Walca F-dur op. 34, Rondo à la Mazur F-dur op. 5, Balladę F-dur oraz Andante spianato i Wielkiego Poloneza Es-dur. W drugiej części zabrzmiała: Sonata b-moll, Largo Es-dur oraz Polonez As-dur. No i oczywiście nie zabrakło bisów, które były podziękowaniem za entuzjastyczne przyjęcie przez publiczność jego recitalu.

Był to piękny koncert i artysta bardzo mi się podobał, mimo, że niektóre interpretacje były odmienne od tych, które brzmią mi w uszach. Ale na pewno nie było to szkolne granie, lecz recital dojrzały, będący przemyślaną propozycją. Pianista zafascynował mnie dźwiękiem, jego siłą a także pianem, które potrafił pięknie wydobyć z fortepianu. Zresztą zachwyciła mnie jego umiejętność operowania barwami. Co prawda trochę mnie zdziwiły dwa początkowe mazurki, które zbyt mało brzmiały jak mazurki, ale w Polonezie As-dur poczułam, że jest to wielkie granie, świetne granie. A już Sonata b-moll zachwyciła mnie, choć była ona krańcowo różna od interpretacji Jewy Gieworgian. Kyohei Sorita osiągnął w tym utworze coś niezwykłego: wydobył tragizm bez patosu. Marsz żałobny brzmiał bardziej skromnie, a finale – ten pochód dźwiękowy, ten rozdzierający krzyk wypowiedziany niemal szeptem był niezwykle przejmujący.

O występie Jewy Gieworgian pisałam we wcześniejszym felietonie na stronie Radia Kraków, więc nie będę się powtarzać. A teraz z niecierpliwością czekam na recital Jakuba Kuszlika, którego pierwszy raz usłyszałam wiele lat temu i już wówczas byłam pewna, że kiedyś stanie do Konkursu Chopinowskiego. Wierzę, że jego występ w Filharmonii Kakowskiej będzie wspaniałym koncertem. Warto posłuchać!