Sierpień przebiega w naszych kinach pod znakiem purnonsensu i surrealizmu. Przed tygodniem polecałem Państwu ekscentryczną opowieść Roya Anderssona „Gołąb przysiadł na gałęzi i rozmyśla o istnieniu” , słodko-gorzkie spojrzenie na blaski i cienie naszej egzystencji, zbudowane z luźnych dramaturgicznie epizodów. To bez wątpienia – konkludowałem – jeden z najdziwniejszych, a zarazem najciekawszych filmów, jakie pojawiły się na naszych ekranach w tym roku.
Dziś opowieść jeszcze dziwniejsza, i nie mniej interesująca, pod nieco mylącym tytułem „Reality” (takie imię nosi dziewczynka, jedna z jej drugoplanowych bohaterek). Głównym bohaterem nowego dzieła Quentina Dupieux, autora „Morderczej opony” (2010), jednej z najbardziej ekscentrycznych historii w dziejach filmowego horroru, jest telewizyjny kamerzysta, któremu marzy się nakręcenie kinowej opowieści grozy o szkodliwości telewizji. Pod wpływem nadmiernego jej oglądania wszyscy mieszkańcy naszej planety doszczętnie zgłupieli, po czym zostali unicestwieni przez wszechmocne telewizory. Ot, taka opowiastka science fiction, choć – moim zdaniem – z dużą domieszką „reality”.
Pomysł kamerzysty ma szansę na realizację. Pewien producent jest nim zainteresowany, pod warunkiem że w filmie znajdzie się najlepszy „jęk”, jakiego w dziejach X Muzy jeszcze nie było, który ma szansę na uhonorowanie oscarową statuetką. Taki jest punkt wyjścia tej zabawnej opowiastki, w której bez przerwy rzeczywistość miesza się z realnością filmową, a także sennymi koszmarami reżysera. Nieraz nawet do drugiej czy trzeciej potęgi, czyli sen we śnie czy film w filmie w filmie…
„Pięć lat temu reżyserowałem «Morderczą oponę», mój drugi pełnometrażowy film, w którym główną rolę zagrała opona samochodowa. Podobał mi się pomysł zastąpienia aktora animowanym obiektem, którym łatwiej dyrygować i który nie ma wymagań typowych dla gwiazdy. Niestety, opona okazała się również aktorsko mało wnosząca do fabuły i niezbyt przyjemna w kontaktach na planie. Dlatego powróciłem do ludzkich aktorów i od tego czasu uwielbiam z nimi pracować” – wyznaje reżyser. Choć nie do końca, jedną z bohaterek „Reality” jest kaseta wideo, którą połknęła dzika świnia. Nic więcej nie powiem… Jest w tym filmie taka scena, gdy bohater kupując bilet do kina, pyta kasjerki, czy wyświetlany film jest przygodowy czy psychologiczny. Ta odpowiada, że zabroniono obsłudze kina informowania o tym potencjalnych widzów. Zobaczą, to się przekonają. Nie pozostaje Państwu nic innego.
Jerzy Armata