Historia muzyki pełna jest wspomnień o tym, jak państwo Pendereccy w latach 80. XX wieku, w świeżo odnowionym dworze, urządzali festiwale domowe dla przyjaciół. Ich niezwykła atmosfera do dziś jest pamiętana, bo też słuchanie muzyki kameralnej, w domowym wnętrzu, a więc nawiązując do jej pierwotnych funkcji, ale w najlepszych możliwych wykonaniach, zawsze robiło i nadal robi wrażenie.

Ta atmosfera była też związana z tym, że wielu kompozytorów pisało z tej okazji utwory, zamówione zresztą przez Krzysztofa Pendereckiego. Wystarczy wymienić choćby takie nazwiska twórców jak: Krystyna Moszumańska-Nazar, Marek Stachowski, Eugeniusz Knapik czy Zbigniew Bujarski, który nawet zatytułował swój utwór ”Kwartet na otwarcie domu”. Koncerty domowe otrzymywały wtedy niezwykłą oprawę; w przerwach między nimi odbywały się wspaniałe przyjęcia organizowane, w salonie, ogrodzie, lamusie, którym towarzyszyły piękne wizytówki i karty z wypisanym menu. Tutaj mistrzynią organizacji była zawsze Elżbieta Penderecka, ona dbała o formę, np. odpowiednią porcelanę, zastawę, zaproszenia itd. Np. takie stwierdzenie z ówczesnego menu jak „cukry w altanie” do dziś jest na stałe związane z dworem w Lusławicach.

Po 42 latach do tej tradycji nawiązało Europejskie Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego w Lusławicach, organizując wiosenny festiwal „de natura sonoris”. Wzięłam udział w wieczorze inaugurującym festiwal, który odbył się 1 maja. Trudno opisać ten nastrój, gdy od bramy idzie się w kierunku dworu przepiękną aleją, jest maj, a więc miesiąc, gdzie natura budzi się do życia. Wszystko się zieleni i niezwykle pachnie. Park zachwyca. Można spojrzeć na labirynty, przejść kilkoma ścieżkami, dotrzeć do altany, obejrzeć z tarasu dworu drewniany czerwony mostek w ogrodzie japońskim. Poczuć jak ten szesnastohektarowy park ma swoją energię. Pięć tysięcy drzew zasadzonych na tym terenie to jest moc. Rośliny – a jest ich w parku dwa tysiące gatunków – fascynują. Koncert rozpoczynał się o godz. 19, a więc o najpiękniejszej porze dnia, gdy dzień przechodzi w noc, gdy jest jeszcze jasno, ale już jest włączone sztuczne oświetlenie dworu. Po takich wrażeniach z naturą w roli głównej muzyka brzmi zupełnie inaczej.

W salonie dworu wystąpił Kwartet Śląski, jeden z najlepszych tego typu zespołów; ten sam kwartet, który zagrał 42 lata temu w dworze na domowym festiwalu państwa Pendereckich. Co prawda tylko jeden artysta – II skrzypek Arkadiusz Kubica – był wykonawcą wtedy przed laty, ale jednak był to ten sam zespół. Wieczór otworzył Kwartet smyczkowy f-moll op.80 Mendelssohna. Ponadto prawykonanie miał Kwintet smyczkowy Joanny Wnuk-Nazarowej, uczennicy Pendereckiego i przyjaciółki domu państwa Pendereckich. Zabrzmiało prawykonanie wersji oryginalnej (do kwartetu dołączył Jan Kotula, kontrabasista z NOSPR-u), bo wersja orkiestrowa była już prezentowana wcześniej przez Sinfoniettę Cracovię. Utwór powstał w 2018 roku i kompozytorka zadedykowała go Krzysztofowi Pendereckiemu, wręczając mu go jednocześnie podczas jego 85. urodzin, które odbyły się w Teatrze Wielkim w Warszawie. Ciekawa kompozycja, nawiązująca do różnych tradycji muzycznych, ale przede wszystkim pokazująca bogaty warsztat kompozytorki. Z przyjemnością posłuchałabym jeszcze raz.

Podczas wieczoru zabrzmiał też I Kwartet smyczkowy Eugeniusza Knapika, który był wykonany 42 lata temu. I jak przypomniał w kuluarowych rozmowach kompozytor, był on wówczas wykonany dwa razy jednego dnia. Raz przez Kwartet Śląski, który w trybie awaryjnym taksówką został ściągnięty z Poznania do Lusławic, a raz przez Kwartet Wileński, któremu Związek Radziecki nie dał wówczas zgody na wyjazd do Polski do Krzysztofa Pendereckiego, ale jego muzycy i tak wyjechali prywatnie i niespodziewanie stawili się w Lusławicach.

Na finał wysłuchaliśmy IV Kwartetu smyczkowego Krzysztofa Pendereckiego, z 2016 roku, jednego z ostatnich dzieł mistrza, który powstał w osiem lat po III Kwartecie „Kartki z nienapisanego dziennika” i nawiązuje do tej kompozycji. W tym utworze Krzysztof Penderecki ponownie powraca do świata swojego dzieciństwa, które spędził w Dębicy. Ten sam motyw huculski z III Kwartetu słyszalny jest i w IV Kwartecie, w którym też odnaleźć można świat dźwiękowy tradycji żydowskiej.

A na bis muzycy wykonali II Kwartet smyczkowy Krzysztofa Pendereckiego, awangardowy, zagrany z niezwykłą energią, który w doskonały sposób pokazał drogę jaką przeszedł kompozytor. Od awangardy – do… w pewnym sensie wręcz klasyki.

Piękny wieczór. Warto przyjechać do Lusławic, zwłaszcza, że to miejsce oferuje wiele ciekawych imprez. Serdecznie polecam!