Zapis rozmowy Magdaleny Zbylut z reżyserem Bodo Koxem.
„Człowiek z magicznym pudełkiem” - jestem przed obejrzeniem tego filmu, ale mam wielkie nadzieje związane z tym, że gatunek science-fiction nie jest obecny w polskim kinie. Czego możemy się spodziewać? Pytam reżysera naznaczonego historią, pracą i przeżywaniem tego filmu.
- Mam nadzieje, że nie rozczaruje ciebie ten film. Jeśli tak to trudno, chociaż będzie to dla mnie dramat. Ten gatunek nie jest spopularyzowany w Polsce, bo w Polsce kino gatunkowe raczkuje. Były próby robienia takich filmów. Słynna jest „Seksmisja”. Były też pomniejsze filmy studenckie. Ten gatunek się na mnie zdecydował. Jak pracowałem nad tym tekstem to chciałem, żeby akcja się działa w przyszłości. Zainspirowało mnie radio, które mnie wychowało. Radio jest magicznym pudełkiem dla bohatera. Te elementy magii, przenoszenia się w czasie to elementy fikcyjnej nauki. Jakbyśmy mieli więcej czasu to jest prawdopodobne, że pod pływem fal theta nasza świadomość może opuszczać nasze ciało i wędrować w wielu wymiarach. To grube historie. Ja lubię śnić. Ten film jest o śnieniu.
O czym jest ta historia? Kim są bohaterowie, którzy świetnie się prezentują na plakatach?
- Gatunek tego filmu to romans science-fiction. To film o miłości mężczyzny i kobiety w roku 2030. Niektórzy mówią, że ta wizja jest pesymistyczna. Ja mówię, że ona jest realistyczna. Świat wszedł na ścieżkę zmilitaryzowaną. Kryzys na świecie się pogłębia. Jest wiele konfliktów, państwa się zbroją. Nie możemy wykluczyć, że w 2030 roku na ulicach Warszawy będą stać żołnierze. Mam nadzieję, że tak nie będzie, ale kto wie.
Czytałam w internecie, że ta Warszawa nie jest piękna, coraz bardziej rozwinięta, ale zniszczona, bez dostępu do internetu. To opresyjne warunki.
- To orwellowska wizja.
Ale Orwell już był.
- Tak, ale on był geniuszem i przewidział to, co się dzieje na świecie. Wybitny wizjoner. To jedyna książka, którą przeczytałem dwa razy. Ta lektura, którą czytałem 20 lat tamu kiełkowała. To się teraz przydało w pracy. Warszawa, którą pokazuje to dwie Warszawy. Jest lepsza Warszawa, czyli centrum z wieżowcami, wyludnionymi ulicami. Są komunikaty o chorobach. Dostęp do wody jest limitowany, jest permanentna inwigilacja, która jest na co dzień. Używam smartfona. Jest łatwo sprawdzić jakie mam gusta, czym się zajmuję. To nie jest nieprawdopodobne.
Odbiję trochę od filmu. Bodo Kox w roku 2017 roku w Polsce czuje się inwigilowany?
- Nie. Czuję się inwigilowany jak spędzam dużo czasu w internecie i dokładnie takie reklamy do mnie trafiają, co wpisywałem 5 minut wcześniej.
To znaczy, że się zgodziłeś…
- Cookies? Rozumiem. Można to blokować innymi programami. To nie jest coś, co mnie zamęcza. Nie interesuję się rzeczami, które są nielegalne. Gdybym chciał jednak wejść na złą ścieżkę to ten instrument by się przydał, żeby mnie zawrócić. Są plusy i minusy współczesności. Świat jest bardzo wygodny. Jestem fanem technologii, używam jej, ona pomaga mi dojechać do miejsc, których nie znam, pomaga mi sprawdzać rzeczy w internecie. To błogosławieństwo, ale może być przekleństwem. Nasza prywatność może być łatwo wywleczona i łatwo powielona milion razy. Tego nie da się usunąć.
Wróćmy do filmu. Powiedzmy o aktorach. Chyba nie zdziwienie, ale zaskoczenie. Jest nowa twarz – Piotr Polak. On sam powiedział, że łatwiej mu było zagrać, bo jest od jakiegoś czasu u Warlikowskiego. Jak się pracowało z Piotrem Polakiem, Olgą Bołądź i innymi?
- W każdym wywiadzie mówię, że mam wielkie szczęście do ekipy, aktorów. To obsada marzeń. Wszyscy byli zaangażowani, oddali mi siebie, byli tworzywem w moich rękach. To ułatwia pracę. Jak jest mało czasu i pieniędzy to dyskusje na planie, że moja postać by tego nie zrobiła, są niewygodne. Pracowałem na szczęście z ludźmi, którzy po prostu ufają reżyserowi. Nawet jak nie byli przekonani do czegoś do końca, to wiedzieli, że mam wizję całości. To wielka przyjemność pracować z Heleną Norowicz. To wyjątkowa osoba prywatnie i zawodowo. To wielka klasa, ikona stylu, elegancji. Niezwykłe zjawisko. Mam zaszczyt być z nią na ty. Wojtek Zieliński – zawsze chciałem z nim coś zrobić. Tu jest w roli agenta przyszłości. Arek Jakubik, który jest mistrzem w zawodzie i osiągnął tyle, że jak się ma takiego aktora to jest to rodzaj mobilizacji. Był jednak stres. Ja się cały czas uczę. Także od tak doświadczonych aktorów. Sebastian Stankiewicz? Ta rola była pisana dla niego. On mnie inspiruje. Spędzam z nim wiele czasu. Przyjechałem tutaj z przyjacielem.
Wiem, bo oglądałam śniadaniówkę.
- Chodzimy razem po śniadaniówkach, na śniadanie, na kolację. Ta współpraca była najłatwiejsza. Przegadaliśmy postać Bernarda, którą on kreuje, dużo wcześniej. On jest w tym bezbłędny. To moja ulubiona postać. W recenzjach on jest często wymieniany jako rola na plus.