Z księdzem Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim rozmawiał Marcin Friedrich

 

Marcin Friedrich: Według księdza postać abp. Andrzeja Szeptyckiego jest jednoznaczna czy też nie?

 

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Powiedziałbym, że to postać tragiczna. To wnuk Aleksandra Fredry, polskiego pisarza, a rodzony brat Stanisława Szeptyckiego, polskiego generała. Przeszedł na obrządek greckokatolicki i uznał się, że jest Ukraińcem, bo pochodził z rodziny mieszanej. Oczywiście miał do tego prawo. Na pewno bardzo dużo dobrego zrobił dla samej cerkwi greckokatolickiej. Natomiast podjął działania o sensie politycznym, które były przeciwne państwu polskiemu. A szczególnie w czasie II wojny światowej bezpośrednio poparł Adolfa Hitlera. Oddelegował księży do SS Galizien, która dokonała krwawych pacyfikacji polskich wsi. Właśnie 28 lutego będzie 75. rocznica wymordowania wszystkich mieszkańców, około tysiąca osób, polskiej wsi Huta Pieniacka na ziemi tarnopolskiej. A tego krwawego ludobójstwa dokonali właśnie Ukraińcy pułków policyjnych złożonych z ochotników do SS Galizien. Z kolei w 1944 roku po wkroczeniu wojsk sowieckich poparł Stalina i nawet na jego pogrzebie była kompania honorowa Armii Czerwonej. To postać niesłychanie skomplikowana, popełniająca błędy. Kto jak kto, ale kandydat na ołtarze Kościoła Katolickiego nie może być z takim życiorysem.

 

Jaka była postawa abp. Szeptyckiego wobec ludobójstwa na Wołyniu, napaści na społeczność polską. Jak on się zachował wobec tych faktów?

 

Nigdy nie zajął jednoznacznego stanowiska, w którym potępiłby ludobójstwo Polaków na kresach wschodnich. Wprawdzie wydał list pt. "Nie zabijaj", ale był to list teoretyczny, gdzie ani razu nie padło słowa "Polak" czy "Żyd". To były takie rozważania. Część księży greckokatolickich, podwładnych Szeptyckiego wzięła udział w ludobójstwie. Za parę dni będzie 75. rocznica zagłady wsi rodzinnej moich dziadków - Korościatyn, powiat Buczacz, gdzie oddziałami siekierników dowodził ksiądz greckokatolicki. Ten wprawdzie przeżył szok pod wpływem tego, popełnił samobójstwo. Niemniej jednak Szeptycki nigdy jednoznacznie nie odciął się od duchownych, którzy brali udział w tych mordach, nie suspendował ich. Milczenie, brak reakcji powodowało, że niektórzy czuli się bezkarnie, uważali, że nie ma grzechu w mordowaniu Polaków, Lachów czy Żydów. To niestety obciąża sumienie Szeptyckiego. Jeszcze raz podkreślam: błogosławiony to ma być wzór do naśladowania. Złe uczynki Szeptyckiego nie mogą być przykładem do naśladowania.

 

 

(Marcin Friedrich/ew)