Poprzedni zarząd klubu dogadał się z deweloperem, by pozyskać pieniądze na bieżącą działalność i długi. Problem w tym, że miasto poszło do sądu, bo w planach działki przeznaczone są pod inwestycje sportowe, nie pod mieszkaniówkę. W sądzie sprawa toczy się od 2020 roku.
Garbarni kończy się czas, bo musi podpisać umowę z inwestorem do połowy przyszłego roku. Inaczej klub będzie musiał oddać 27 milionów złotych.
- Nie mamy takich pieniędzy, poprzedni zarząd wydawał środki bezrefleksyjnie - przyznaje Marcin Penszkal, nowy wiceprezes Garbarni. Dlatego nowe władze klubu zaoferowały miastu ugodę - w zamian za przekształcenie gruntów z rekreacyjnych na mieszkaniowe Garbarnia będzie działać na rzecz lokalnej społeczności.
Planujemy bezpłatnie przekazać miastu około 4 tysięcy metrów kwadratowych naszych działek położonych wzdłuż rzeki Wilgi z przeznaczeniem na zieleń miejską. Co więcej, zobowiązaliśmy się do ich urządzenia na własny koszt, zgodnie z ustalonym projektem. Dodatkowo dysponujemy jeszcze jedną działką, która obecnie służy nam jako poletko szkoleniowe. Również ją przekażemy miastu – nieodpłatnie, w formie aportu. O jej przyszłym zagospodarowaniu zdecydować ma lokalna społeczność i miejscy radni. Można tam szkołę sportową, basen lub jednostkę medyczną.
To tylko niektóre z elementów ugody. Garbarnia ma przysłowiowy nóż na gardle, bo jeśli nie podpisze umowy z deweloperem w uzgodnionym terminie i nie odda blisko 30 milionów złotych, to straci wszystko. Poprzedni zarząd zabezpieczył interesy inwestora całym majątkiem klubu - wartym od 70 do 100 milionów złotych. Władze Krakowa analizują teraz propozycje Garbarni.