- Złożyłem swój wniosek, gdyż uważam za swój obowiązek dbanie o godność Jezusa. Jego proces łamał prawa człowieka (…) - napisał w 2013 roku kenijski adwokat Dola Indidis wzywając Trybunał Sprawiedliwości w Hadze do unieważnienia procesu Nazarejczyka. Wcześniej też rewidowali. W Izraelu kolejno w latach: 1931, 1933 i 1948; a także rok później we Francji. I co? I nic. Zrewidować się nie da, materiału dowodowego brak, sądu właściwego też. Skumbrie w tomacie, czasu nie cofniemy, tęsknota za sprawiedliwością, śledź. Wróćmy do teatru.
Zaczyna się od świętych szaleńców, mistyków i rozmaitych inkarnacji Mesjasza z Galilei. Kozyra spotykała się z nimi przed laty w Jerozolimie. Opowiadali o swoich objawieniach, boskim kontakcie, palcach boskich i o tym dlaczego są Jezusem. Mesjasz umarł, mesjasz zmartwychwstał, mesjasz powrócił. Wszystko to zarejestrowała kamera. Teraz wyświetla się to na ekranie górującym nad błyszczącymi podestami przypominającymi scenografię teleturniejów sprzed dwudziestu lat. Będzie show – myślę sobie jeszcze przed wygaszeniem świateł. Kino w teatrze się kończy, zaczyna się wykład. Duet Kozyra/Bednarek to charyzmatyczne wykładowczynie, wiedzą jak rozłożyć akcenty by nie zanudzić słuchających. Wiedzą kiedy skończyć i że w teatrze pięćdziesiąt minut czasem zdecydowanie wystarczy.
Wykład. Wykład performatywny. Tak będzie do końca. Pięciu aktorów_ek, pięć głosów, jedna narracja. Wiele w nim ciekawostek. Ot chociażby, że nie Nazarejczyk a NAZIREJCZYK, że Jezus - sekciarz, że miłość bliźniego to we własnym sosie i bij żyda z innej wioski. To teatralne National Geographic Historia zmierza w jednym kierunku: do Pretorium, przed „miejsce zwane litostrotos po hebrajsku gabbata”, przed oblicze Piłata. Wszystko po to, by jasno skonstatować, że proces Jezusa przed urzędnikiem rzymskim był legalny*. Piłat mógł wszystko. Także zmienić zdanie. Najpierw uniewinnił, potem wydał na ukrzyżowanie. W międzyczasie pojawił się szantaż polityczny**. Szantaż założycielski. Szantaż, bez którego nie narodziłoby się chrześcijaństwo. W miejscu Baranka, byłby jedynie kolejny awanturnik.
Faktografia i błyskotliwe skojarzenia nie są tu najważniejsze. Gdyby tak było to naprawdę byłby po prostu kolejny odcinek jakichś tam „Tajemnic Biblii” na kanale z ciekawostkami historycznymi. Tyle, że w bieda wersji, bo zamiast dla milionów na świecie, to dla kilku tysięcy w najbardziej megalomańskim mieście na południu Polski.
Teatr dzieje się w „Rewizji…” w subtelnie naszkicowanych relacjach między narratorami (Roman Gancarczyk, Małgorzata Zawadzka, Małgorzata Walenda, Krystian Durman, Krzysztof Zawadzki). Aktorzy z jednej strony mówią jednym głosem z drugiej słuchając słów kolegów dyskretnie przewracają oczami, znacząco wzdychają. Dzieje się to niemal niezauważenie. Jest w tym jakiś rodzaj napięcia, niewysłowionej niechęci. Tak jakby każdy i każda z nich chcieli to wszystko opowiedzieć po swojemu. Bez doświadczenia ograniczeń kolektywnej narracji. Jedna historia, jedna tęsknota – tysiące racjonalizacji i tysiące wrażliwości, przez które ona przepływa.
Jak napisałem wyżej: zrewidować wyroku wydanego w procesie Jezusa się nie da. Brak danych. Zostały tylko Ewnagelie i kilka apokryfów. Nie zostało nic, tylko wiara i ta dziwna niewygoda, że bez tego szantażu sprzed dwóch tysięcy lat i tej wiary by nie było.
- Czuję się przygnieciona tym krzyżem – powiedziała przed rozpoczęciem spektaklu pani z rzędu za mną. Wskazywała na krzyż zawieszony nad głowami publiczności, element dekoracji. Wypowiadając te słowa dotknęła sedna. „Rewizja…” w Starym jest opowieścią o byciu przygniecionym, nawet jeśli któryś z wojujących ateistów odgrażałby się teraz, że jego to nie dotyczy. Duet Kozyra/Bednarek kamerę, którą przed laty Kozyra filmowała współczesnych Jezusów ze współczesnej Jerozolimy, ludzi zrośniętych z opowieściami sprzed lat, zwraca w naszą stronę. I jeśli po coś powstał ten spektakl, to moim zdaniem właśnie po to, żebyśmy sami przejrzeli się micie założycielskim judeochrześcijańskiego kręgu kulturowego zainfekowanego resentymentem niesprawiedliwego wyroku. Nie dla historycznych ciekawostek. Dla głębokiego przeżycia naszej tożsamości. Dla zlokalizowania w jakim stopniu ten krzyż dziś nas przygniata. Nie w wyobrażeniach a w rzeczywistości.
Spektakl jest najlepszy w momentach, w których wykład zamienia się w rytuał. Jest dym, jest śpiew, jest transowo (techno i stroboskop pomagają – uszanowanko dla Karoliny Kędziory). To tutaj dokonuje się rozwarstwienie. To tu Jezusa oddziela się od tysięcy racjonalizacji i tysięcy wrażliwości. To tutaj wykrzykuje się, że katolicyzm w opresyjnej i upokarzającej dla swoich wiernych formie narodził się właśnie tam: w racjonalizacjach i wrażliwościach. Jedne przebiły się mniej, inne bardziej – jak ta SzawłaPawła. To tu kokieteryjna narracja aktorów_ek o przyjaznych twarzach zamienia się w głos demona-Kościoła. To tutaj dokonuje się oczyszczenie.
Rewizja ma sprawić, że „wszystko wreszcie będzie dobrze”. Mimo wielkiej absencji podsądnego, mimo braku odpowiedzi, mimo bezlitosnej nieuchwytności.
- Ja panu nie będę opowiadała o tym co robię okrągłymi słowami. Konkrety są ważne – powiedziała mi Katarzyna Kozyra kilka lat temu przed włączeniem nagrywania wywiadu. Ten spektakl jest taki sam. Konkretny, bez pustosłowia i egzaltacji. Wielka tajemnica wiary jest tu potraktowana poważnie – każdy może po swojemu i we własnym zakresie PRZEŻYĆ Jezusa. W sumie jedyne co można zrobić, to przeżyć.
_____________________
* - O ile postępowania przed Sanhedrynem raczej nie się uznaje za proces, a raczej za bezprawny samosąd, o tyle prowadzone przez Poncjusza Piłata czynności mieściły się obowiązującym w Judei, jako rzymskiej prowincji, prawie. System cogintio extra ordinem (rozpoznanie poza porządkiem), w ramach którego orzekał Piłat odznaczał się pełną dyskrecjonalnością. Organ orzekający nie był związany ustawami. Nie było ograniczeń. Liczył się jedynie cel, którym był interes Cesarza, a ściślej: spokój w prowincji. Zostały spełnione formalne przesłanki procesu m.in.: oskarżony stawił się osobiście, przedstawione zostały zarzuty (nawoływanie do buntu [seditio] i niepłacenia podatków oraz zbrodnia obrazy majestatu cesarskiego [crimen laesae maiestatis]), odbyło się przesłuchanie (interrogatio) i przyznanie się do winy (confessio; „Jesteś królem żydowskim? Tak, ja nim jestem.”).
** - Piłat prawdopodobnie sądził Jezusa w trybie uproszczonym, nazywanym coercitio. Umożliwiał on tzw. „ostrzeżenie” podsądnego bez wyroku skazującego. Owym ostrzeżeniem miało być ubiczowanie. W tym momencie składający skargę arcykapłani zwrócili Piłatowi uwagę, że jeśli nie skaże oskarżonego o obrazę majestatu, który przyznał się do winy, na śmierć – sam nie jest przyjacielem cesarza i jego samego można oskarżyć na postawie tego samego zarzutu. Cesarzem zaś wówczas był Tyberiusz – władca szczególnie obawiający się utraty władzy w wyniku zdrady i uzurpacji. Trup słał się gęsto. W niedalekiej przeszłości właśnie na podstawie zarzutu crimen laesae maiestatis stracono protektora Piłata wraz z całą rodziną. Szantaż był trafiony.