Przez to, że nie ma bezpośredniego połączenia, piesi nie mogą od razu z dworca udać się na kładkę i iść w stronę Podgórza. Muszą przechodzić dookoła, co jest nie lada wyzwaniem. "Obecnie, żeby dostać się z kładki na peron, trzeba przejść dodatkowo około 350 metrów. Mało tego. Najpierw musimy zejść z kładki, czyli z poziomu +1 na poziom -1, żeby zejść pod tory. Z tego poziomu -1 wychodzimy na poziom 0, czyli na peron. Zamiast różnicy jednego poziomu, mamy różnicę 3 poziomów" - mówi Adam Łaczek, krakowski aktywista.
Taka podróż trwa przynajmniej dziesięć minut. Gdyby były schody, trwałaby to niespełna minutę. Problem dostrzegają też okoliczni mieszkańcy. "Perspektywa obejścia tego naokoło jest dziwna. Wydaje się oczywiste, żeby tu były schody. Nie wiem, jakby to architekt rozwiązał, bo kładka jest wąska, ale wydaje mi się, że jest to możliwe. Byłoby to ułatwienie dla mieszkańców. Miasto może doinwestować, ale musi chcieć. Jak ktoś nie zna tych zawijasów to jest to skomplikowane" - mówią.
Jednak schodów w tym miejscu nie będzie. Jak twierdzi Karol Jakubowski z Polskich Linii Kolejowych, po przeanalizowaniu projektu przez miasto uznano, że bezpieczniejsze są przejścia podziemne. "Najlepszym rozwiązaniem komunikacyjnym będzie zapewnienie pasażerom bezpiecznego i wygodnego dojścia do komunikacji miejskiej. To umozliwiaja przejścia podziemne, które są wyposażone w udogodnienia dla niepełnosprawnych" - tłumaczy Jakubowski.
Jeśli udajemy się na jednorazową wycieczkę, na przykład na Podgórze lub kopiec Krakusa, nie jest to problem. Gorzej jeśli pociągiem będziemy dojeżdżać codziennie do pracy w te okolice. "Nie możemy patrzeć tylko na prędkość samego pociągu, ale też na to jak daleko będziemy szli z przystanku do celu podróży. Przystanek jest 700 metrów od Rynku Podgórskiego. To nie jest daleko. Jednak gdy trzeba dodatkowo przejść codziennie przez różnicę trzech poziomów, to się odechciewa. Człowiek stwierdzi, że samochodem pojedzie nieco dłużej, ale przynajmniej nie będzie musiał tyle chodzić po schodach" - mówi Adam Łaczek.
Jak dodaje krakowski aktywista, zamiast utrudniać życie pieszym, wystarczyłoby dobudować kilkadziesiąt metrów peronu tak, aby zaczynał się tuż przy kładce. Wtedy - oprócz schodów - rozwiązaniem mogłaby też być winda.
(Dominika Baraniec/ko)