Rokosz-Kuczyński tłumaczy, że chodzi o stworzenie rezerwy dla dzwonników wawelskich, gdyby ci - z różnych powodów - nie mogli się pojawić, aby zabić w dzwon Zygmunta. Podkreśla, że nowa formacja ma jedynie ich wspomóc, a nie zastąpić.
Zdecydowana większość stara się doskonale wykonywać swoje obowiązki. Natomiast skoro pojawił się problem, w dyskusji krakowskich braci kurkowych doszliśmy do wniosku, że trzeba być przygotowanym i zgromadzić grupę rezerwistów, którzy – na ewentualną prośbę gospodarzy tego miejsca – zawsze się stawią i wykonają zadanie – tłumaczy.
Wskazuje też, jakie cechy powinni mieć kandydaci do nowej formacji:
Powinna to być osoba wierząca i praktykująca. Wyrazem aktywnego udziału w życiu wspólnoty powinna być opinia proboszcza parafii, z której kandydat pochodzi. Uważam również, że takie osoby powinny troszczyć się o potrzeby materialne wspólnoty, np. przez comiesięczną ofiarę. Pięćdziesiąt złotych nie jest progiem, który ograniczałby możliwości – dodaje.
Niektórzy komentatorzy uważają, że pomysł powstał z pobudek politycznych. Wawelscy dzwonnicy - według doniesień medialnych - mieli zbuntować się przeciwko decyzji arcybiskupa Jędraszewskiego, który polecił im zabić w dzwon Zygmunta po zaprzysiężeniu Karola Nawrockiego na prezydenta.
W rozmowie z Radiem Kraków sami dzwonnicy zaprzeczają: tłumaczą, że metropolita poinformował ich zbyt późno, a w sezonie urlopowym większość nie była w stanie dotrzeć do katedry. Część przyjechała – ale było ich za mało, aby wprawić w ruch dzwon.
Rozmówcy Radia Kraków podkreślają, że w tradycji II Rzeczypospolitej dzwon Zygmunta bił po wyborze prezydenta – i nie mają nic przeciwko, by zwyczaj ten powrócił. Ich zdaniem jednak nie ma potrzeby powoływania nowej grupy dzwonników.
Opinię podziela proboszcz parafii wawelskiej, ksiądz Paweł Baran. Podkreśla, że obecne grono dzwonników nie jest "przypadkowe ani samozwańcze". Pełnoprawnymi dzwonnikami stają się po kilku latach przygotowań i tylko dzięki nim "można się cieszyć wyjątkowym brzmieniem" dzwonu Zygmunta. Ks. Baran przekonuje, że nie widzi żadnej potrzeby, która uzasadniałaby tworzenie nowej grupy.
Z kolei od pomysłu zdecydowanie odcina się Bractwo Kurkowe, które podkreśla, że nie ma nic wspólnego z naborem do Spiżowej Gwardii. "To działanie wrogiego naszemu Bractwu ugrupowania powołanego do życia przez wyrzuconego z krakowskiego Bractwa Kurkowego pana Gniewomira Rokosz Kuczyńskiego" - czytamy w przesłanym przez bractwo piśmie.