Gracjan S. przyznał się przed sądem do zarzucanych mu czynów. Jego dwaj kompani również potwierdzili, że brali udział w pobiciu mężczyzny. Dodali jednak, że nie mieli świadomości, że w wyniku swoich działań mogą go zabić.
Do tragicznego w skutkach zdarzenia doszło w nocy z 14 na 15 lipca zeszłego roku w podkrakowskim Zeleczynie. Nastolatkowie, którzy byli pod wpływem alkoholu, zaatakowali 54-letniego mężczyznę.
- Oskarżeni udali się na stację paliw w Zelczynie, gdzie jeden ze sprawców wcześniej grał na automacie do gry. Przy wejściu siedział pokrzywdzony. Został on zaatakowany przez oskarżonych. W wyniku obrażeń doszło do zgonu podejrzanego - powiedział prokurator Janusz Hnatko, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
Z trójki napastników najagresywniejszy był Gracjan S. 17-letni dziś chłopak bił i kopał po głowię mężczyznę. Co ciekawe, w momencie ataku nastolatek powinien przebywać w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym. Jednak z placówki uciekł. Nie był to pierwszy raz, kiedy chłopak bez zgody opuścił ośrodek. W przeszłości już raz uciekł. Wtedy został zatrzymany przez policję.
Dlaczego nastolatek w ogóle trafił do ośrodka? 31 grudnia 2017 roku - 16-letni wówczas Gracjan S. - wdał się w sprzeczkę ze swoim sąsiadem. Na koniec go skatował. Kopał i bił go po głowie. Złamał mężczyźnie szczękę, nos, kości oczodołu.
- W następstwie pobicia pokrzywdzony był przewożony do szpitali w Krakowie. Po zakończeniu leczenia pokrzywdzony został umieszczony w Zakładzie Opieki Długoterminowej w Makowie Podhalańskim, w którym zmarł 27 marca 2018 roku - wyjaśnia prokurator Hnatko.
(źródło: Onet/Dawid Serafin)