- Czuję się świetnie. Dużo lepiej niż myślałam. Dzieci odpoczywają, ich stan jest stabilny. Jest to coś niezwykłego, co nie jest dane każdemu. Taka ciąża zdarza się raz na 52 miliony. Jestem matematykiem, lubię takie statystyki. Większa jest szansa na wygraną w totolotka niż na posiadanie takiej gromadki - mówiła pani Dominika.
Rodzice – Dominika i Vince Clarke – wybrali dla dzieci imiona: Charles Patrick, Henry James, Elizabeth May, Evangeline Rose i Arianna Daisy. Dzieci ważą od 710 do 1400 gramów i każde z nich mierzy ok. 40 centymetrów. Małżeństwo mieszka w miejscowości Puchacze w woj. podkarpackim. „Wiedziałam, że będę potrzebować dobrej opieki. W internecie znalazłam informacje o tym, że Szpital Uniwersytecki w Krakowie zajmował się takimi przypadkami. Skontaktowałam się z panem profesorem” – wspominała pani Dominika.
Prof. Hubert Huras, kierownik Oddziału Położnictwa i Perinatologii przyznał, że taka ciąża jest wyzwaniem. „Ustaliliśmy, że pani będzie leżała u nas do końca ze względu na ciążę, możliwe powikłania, by przygotować dzieci do urodzenia w jak najlepszym stanie” – powiedział.
W niedzielę opiekę nad dziećmi przejął kierownik Oddziału Neonatologii prof. Ryszard Lauterbach. Jak relacjonował, szpital przygotowany był na przyjęcie dzieci na dwóch oddziałach. Trzy dziewczynki wymagały wsparcia oddechowego – wentylacji nieinwazyjnej, a dwaj chłopcy – wentylacji mechanicznej. Teraz wszystkie dzieci są wentylowane nieinwazyjnie.
„Daje to większe nadzieje, że płuca będą się rozwijać coraz lepiej, coraz szybciej” – podkreślił prof. Lauterbach.
Dzieci otrzymują też już pierwszy pokarm. Wkrótce cała piątka trafi w inkubatorach na jeden oddział, gdzie będzie w zasięgu wzroku matki.
„Liczymy, że podobnie jak poprzednio, będziemy w stanie doprowadzić te dzieci do szczęśliwego momentu, do wypisania do domu” – mówił kierownik Oddziału Neonatologii, dodając, że przynajmniej przez pierwsze trzy lata życia dzieci będą musiały przyjeżdżać do szpitala na konsultacje.
Pani Dominika jest Polką, pan Vince – Brytyjczykiem. Po studiach w AGH pani Dominika wyjechała do Wielkiej Brytanii, aby – jak wspominała – zaznać innego życia. Pracowała w szkole jako nauczycielka języka angielskiego i matematyki. Tam poznała Vincego. Przyjaźń przerodziła się w miłość.
Sześć lat temu para wróciła do Polski. W Puchaczach w woj. podkarpackim mają dom otoczony ogrodem i lasem.
„Chcemy wychować dzieci w starym klimacie, na łonie natury, gdzie sarenki będą przychodziły” – mówiła mama. Jej zdaniem spokojne życie jest możliwe, jeżeli jest odpowiedni system opieki i pozytywne nastawienie. „Fajnie mieć życie z taką gromadką” – zaznaczyła.
Przyznała, że będzie potrzeba pomocy, ale na razie dzieci pozostają pod opieką w szpitalu. Zarówno pani Dominika, jak i pan Vince są aktywni zawodowo, każde z nich prowadzi własną działalność gospodarczą.