Jak w tym momencie wygląda sytuacja w tamtym rejonie? "Zapanował szczątkowy rozejm, a mieszkańcy mogli stamtąd uciec. Często uciekają - tak jak stali. Nie mają nawet odzieży. Znajdują tymczasowe schronienia w jakichś prowizorycznych namiotach. Niestety granice nie zostały otwarte dla żadnych organizacji humanitarnych typu Lekarze Bez Granic, ONZ. Nikt nie może wjechać do Syrii z pomocą. Stąd pomysł, by leki przekazać po stronie tureckiej, ale w ręce syryjskich lekarzy" - mówiła Radiu Kraków Małgorzata Olasińska-Chart, koordynatorka wyjazdu.
Dzięki przeprowadzonej zbiórce dwie wolontariuszki będą mogły kupić na miejscu najpotrzebniejsze środki medyczne dla dwóch szpitali w Syrii. Jak mówi Małgorzata Olasińska-Chart, sytuacja przepełnionych miejscowych szpitali jest dramatyczna. "W szpitalach brakuje wszystkiego. Nie ma środków opatrunkowych, nie ma środków odkażających, znieczuleniowych, więc niektóre zabiegi nie mogą się odbyć. Poza tym nie ma antybiotyków, a nawet zwykłych strzykawek i wenflonów. To wszystko chcemy przekazać w ręce syryjskiego lekarza, który będzie na nas czekał w Gazjantep" - tłumaczy koordynatorka akcji.
"Musimy też samym sobie zapewnić bezpieczeństwo. Swój wyjazd zgłaszamy przez ministerstwo i w ambasadzie w Ankarze. Na miejscu też nie będziemy same. Podróżujemy z pieniędzmi, to zwiększa ryzyko napaści" - dodaje Ewa Piekarska z Polskiej Misji Medycznej. Wolontariuszki będą miały również specjalny list z ambasady, który będzie tłumaczył cel ich pobytu w przypadku kontroli.
Polska Misja Medyczna stara się również o przyjazd do Polski pięciu syryjskich dzieci. Mali pacjenci po amputacjach mogliby otrzymać protezy kończyn i skorzystać z rehabilitacji.
Organizacja działa od 1999 roku krajach Azji, Afryki i Ameryki Środkowej.
(Joanna Orszulak/ew)