W Filharmonii Krakowskiej – 5 i 6 grudnia – zabrzmiało „Quo vadis” Feliksa Nowowiejskiego. Chór (przygotowanie Janusz Wierzgacz) i orkiestra Filharmonii Krakowskiej pod batutą Piotra Sułkowskiego, brzmiały znakomicie. Solistami byli: Wioletta Chodowicz - sopran (Ligia), Tomasz Kumięga - baryton (Piotr), Wojtek Gierlach - bas (dowódca pretorian), Szymon Maziarz - bas (kapłan, Jezus) a także Michał Białko – grający na organach.
"Jaka cudowna muzyka"
Publiczność przyjęła to potężne dzieło – entuzjastycznie. Trudno się dziwić, dwie godziny doskonałej muzyki, trzymającej w napięciu, niczym najlepszy film. I do tego te ogromne emocje towarzyszące zaskakującym zwrotom akcji. Po wykonaniu tego utworu pojawiły się okrzyki zachwytu i publiczność zgotowała owację na stojąco. W kuluarach mówiono: „co za wspaniały kompozytor”, „jaka cudowna muzyka”, „dlaczego nie jest wykonywany”. Dobre pytanie, bo właściwie dlaczego nie jest wykonywany?
Może Nowowiejski miał zwyczajnie pecha. Może pojawił się w niewłaściwym momencie i w niewłaściwym miejscu. Większość jego życia przypadła na czasy, gdy nie było Polski. Urodzony na Warmii w 1877 roku, a więc wówczas terytorialnie w Niemczech, miał doskonałe wykształcenie. Zdobył je w Berlinie, gdzie był uczniem w klasie kompozycji Maxa Brucha w prestiżowej Meisterschule Königliche Akademie der Künste. Otrzymał wiele nagród w tym, między innymi, ufundowaną przez Ignacego Jana Paderewskiego, czy najbardziej prestiżową w skali międzynarodowej Prix de Roma, zdobytą dwa razy.
Spis jego twórczości jest bardzo długi i zawiera chociażby opery, oratoria, msze, symfonie, koncerty organowe i solowe, utwory chóralne, a nawet muzykę do sztuk teatralnych. Niemniej dwa utwory przed II wojną zrobiły dużą karierę: opera „Legenda Bałtyku” prezentowana niemal we wszystkich teatrach operowych II RP, oraz "Quo vadis" wykonywane także poza granicami Polski. W sumie tych wykonań „Quo vadis” było około 200 i to w całej Europie, także w Nowym Jorku, w Carnegie Hall, pod batutą kompozytora. Jak podają źródła do II wojny światowej dzieło to zaprezentowano w ponad 150 miastach Europy oraz Ameryki Północnej i Południowej.
Jak grać, skoro nie ma nut?
Taki sukces i kompletne zapomnienie? Dlaczego? Po II wojnie twórczość Nowowiejskiego (kompozytor umarł w 1946 roku w Poznaniu) nie pasowała do nowego ustroju Polski. Bo choć jego zainteresowanie folklorem dałoby się wpisać w panującą wówczas doktrynę ideologiczną, to już jego religijność stanowiła dla ówczesnej władzy ogromny kłopot. Poza tym do dziś jego utwory nie są wydane albo są wydane z licznymi błędami. Trudno uwierzyć, że Piotr Sułkowski dyrygował tym dziełem z partytury będącej rękopisem! To jak orkiestry mają grać, jeśli nie ma nut? Jak promować twórczość takiego giganta, jeśli nie można orkiestrom wysłać ani partytury, ani głosów dla poszczególnych instrumentów?
Kompozytor w podtytule utworu „Quo vadis” napisał: „sceny według powieści Henryka Sienkiewicza na głosy solowe, chór, orkiestrę i organy”. Nie użył słowa oratorium, tylko sceny. A to pokazuje swobodniejsze podejście do dzieła Sienkiewicza. Kompozytor zdecydował się skoncentrować na polityce. Poznajemy Rzym czasów Nerona, krwawy, okrutny i jako przeciwieństwo tego obrazu rodzące się chrześcijaństwo, które budzi wielki niepokój ówczesnej władzy, co prowadzi do represji i prześladowań. I to słychać w tym dziele. Poszczególne sceny buduje muzyka. Słuchając niemal wszystko widzimy. Muzyka pisana jest z wielkim rozmachem, wręcz filmowym. Jest tu wszystko, co być powinno od potęgi brzmienia po lirykę. Warto było posłuchać!