Pewnie jeszcze przez długi czas instytucje muzyczne na całym świecie będę organizowały koncerty złożone w hołdzie Krzysztofowi Pendereckiemu. Tak było w piątek, 1 kwietnia, w Filharmonii Krakowskiej, instytucji związanej mocno z Krzysztofem Pendereckim. Pamiętajmy, że pod koniec lat 80. kompozytor był dyrektorem artystycznym tej instytucji, a później na wniosek ówczesnej dyrektor Joanny Wnuk-Nazarowej piastował funkcję honorowego dyrektora artystycznego. Ale mocny związek z kompozytorem miały przede wszystkim zespoły Filharmonii Krakowskiej, które wykonywały wiele koncertów z muzyką Mistrza i po jego batutą. Wystarczy wspomnieć choćby o „Pasji”, którą krakowscy muzycy zaprezentowali dobrze ponad 40 razy.
Piątkowy wieczór otworzyła instrumentalna „Chaconne” z „Polskiego Requiem” Krzysztofa Pendereckiego a następnie zabrzmiało jego monumentalne „Credo”, w którego partiach solowych wystąpili: Iwona Hossa i Karolina Sikora (soprany), Anna Lubańska (mezzosopran), Adam Zdunikowski (tenor) oraz Piotr Nowacki (bas). Chór (przygotowanie Piotr Piwko) i Orkiestrę Filharmonii Krakowskiej oraz Chór Chłopięcy (przygotowanie Lidia Matynian) poprowadził Rafał Janiak, dyrygent młodego pokolenia, uczeń Antoniego Wita. Co ciekawe, Rafał Janiak jest także kompozytorem i właśnie Krzysztofowi Pendereckiemu poświęcił utwór „Postscriptum 8'37"≈8(.)6...in memoriam Krzysztof Penderecki”. Kompozycja miała swoje prawykonanie w Filharmonii Krakowskiej w 87. rocznicę urodzin kompozytora.
Na widowni zasiadła Elżbieta Penderecka oraz troje dzieci Mistrza wraz z rodzinami, znajomi i przyjaciele Krzysztofa Pendereckiego. Koncertu wysłuchał też Antoni Wit, doskonały dyrygent, który ma na swoim koncie zarejestrowanych kilkanaście płyt z muzyką Krzysztofa Pendereckiego i który prawykonywał utwory Mistrza, a od kilku dobrych lat jest dyrygentem honorowym Filharmonii Krakowskiej.
„Chaconna” Krzysztofa Pendereckiego zawsze wzrusza. Jest w niej taki ładunek emocji, że nie pozostawia nikogo obojętnym. Utwór powstał w 2005 roku na wieść o śmierci Jana Pawła II i właśnie jemu został poświęcony. Instrumentalny, napisany na orkiestrę smyczkową, stał się ostatnim ogniwem „Polskiego Requiem”, utworu, który powstawał przez 25 lat, w latach 1980-2005. Jest ostatnim napisanym ogniwem, ale to nie znaczy, że ostatnią częścią tego monumentalnego dzieła.
Ile razy słucham „Credo” zawsze upewniam się, że jest to utwór fascynujący, dający wiele do myślenia. Ostatni raz tę kompozycję słyszałam w 2018 roku, w Kościele św. Katarzyny także w wykonaniu zespołów Filharmonii Krakowskiej, wtedy jednak początkowo pod batutą Krzysztofa Pendereckiego a później Macieja Tworka.
Podobnie jak wówczas – a muszę się przyznać, że „Credo” słyszałam kilkanaście razy, w różnych wykonaniach – tak i teraz mam poczucie, że to potężne dzieło, które zostało skomponowane na ogromny aparat wykonawczy: pięcioro solistów, chór mieszany, chór chłopięcy, orkiestrę i zespół instrumentów dętych blaszanych umieszczony poza estradą (tu w Filharmonii zespół ustawiony został na balkonie, a Chór Chłopięcy w Loży dyrektorskiej) robi jednak wrażenie kompozycji intymnej. Przemawia niemal do każdego z osobna, może właśnie dlatego tak wzrusza. Przecież jest to bardzo osobista sprawa, bo to wyznanie wiary kompozytora. Zresztą kiedyś Krzysztof Penderecki zapytany, czy wierzy w Boga, odpowiedział: „Nie wyobrażam sobie, aby ktoś niewierzący mógł napisać Credo”.
Architektura tego utworu ciągle mnie zachwyca; jego konstrukcja ma świetne proporcje, jest pełna wewnętrznych napięć, wiele tu bardzo pięknych tematów, wiele doskonałych współbrzmień, a ustawienie zespołu instrumentów dętych za plecami publiczności stworzyło niezwykłą przestrzeń tego utworu. Byliśmy wewnątrz muzyki, ona nas otaczała.
Zawsze z wielkim napięciem czekam na początek „Credo”, gdy chór śpiewa „Credo in unum Deum”. A potem moją ulubiona częścią jest „Crucifixus” z chórem chłopięcym. I tak też było tym razem. Najbardziej przejmująco dla mnie zabrzmiał fragment gdy zespół chłopięcy wprowadził znaną polską pieśń „Któryś za nas cierpiał rany” i „Ludu, mój ludu”.
„Credo” miało być częścią mszy, co początkowo zapowiadał Krzysztof Penderecki. Zaczął mszę komponować od „Credo” najważniejszej części mszy, jednak okazało się, że utwór rozrósł się do monumentalnych rozmiarów. "Było dla mnie rzeczą jasną, że Credo stanowić będzie punkt główny mszalnej całości. Rozrosło się ono jednak do rozmiarów całości samoistnej. Stoi ono samotnie i nic już chyba do niego nie dokomponuję" - pisał Krzysztof Penderecki do Helmutha Rillinga, który poprowadził w lipcu, w 1998 roku w USA, w ramach Oregon Bach Festival światową premierę dzieła.
Europejskie prawykonanie utworu, które miało miejsce w Krakowie, w październiku w 1998 roku także poprowadził Helmuth Rilling. Pamiętam doskonale ten koncert. Wieczór ten został poprzedzony dwoma tzw. koncertami z omówieniem. Po prezentacji "Credo" w Krakowie, Orkiestra i Chór Międzynarodowej Akademii Bachowskiej wraz z Helmuthem Rillingiem pojechała na kilkudniowe tournee by przedstawić utwór Krzysztofa Pendereckiego w: m.in. Warszawie, Frankfurcie i Stuttgarcie.
Piątkowy koncert w Filharmonii Krakowskiej pamięci Krzysztofa Pendereckiego zakończył się owacją na stojąco, brawa trwały dość długo. Było to oczywiście podziękowanie dla artystów, którzy wykonali te utwory przepięknie, ale przede wszystkim był to wyraz hołdu dla kompozytora Krzysztofa Pendereckiego. Kompozytora, który zmienił bieg muzyki.