Mała, ślepa uliczka na Prądniku Czerwonym. Kiedyś cicha i spokojna, dziś trawnik rozjeżdżają kierowcy, którzy nie chcą zostawiać samochodów w strefie płatnego parkowania, więc upychają je pod prywatnymi posesjami. Mieszkańcy domów jednorodzinnych, które stoją przy tej uliczce, początkowo prosili przyjeżdżających, by przynajmniej nie parkowali na trawie i nie zastawiali bram, ale po kilku ordynarnych reakcjach tych, którym zwracali uwagę, zrezygnowali...
Pewnego dnia, na ulicy pojawili się drogowcy, którzy szybko i sprawnie zaczęli układać nowe chodniki, podjazdy do domów i nawierzchnię ulicy. Mieszkańcy ucieszyli się, bo to pierwszy taki remont od czasu, kiedy tu zamieszkali, czyli od ponad 20 lat. Ich radość jednak nie trwała długo.
Kiedy zapytali robotników, kiedy skończą pracę, ci - bardzo grzecznie - odpowiedzieli, że właśnie skończyli bo...odwołano ich na inną ulicę.
Wyremontowano więc tylko pół ulicy. I to wzdłuż. Żeby chociaż od skrzyżowania do skrzyżowania po obu stronach, a tu taki pasztet.
- Kiedy panowie do nas wrócą? - zapytali mieszkańcy
- Nigdy - usłyszeli
Ulica wygląda więc tak, jak widać na zdjęciach. Do ronda Stanisława Barei stąd niedaleko...