W przypadku przesunięcia terminu o prawie rok samorządowcy rządziliby przez blisko sześć lat. Jak uważa profesor Andrzej Piasecki, politolog z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, takie działanie byłoby kolejnym naruszeniem reguł przez rząd. "Naruszeniem też zwyczaju i może nawet konstytucji. To pomysł zły" - mówi.

Mimo tego to rozwiązanie popiera część polityków. Nie jest tajemnicą, że na listy wyborcze parlamentarne i samorządowe często trafią ci sami ludzie, a ten sam termin wykluczyłby tę możliwość. Prawo i Sprawiedliwość może chcieć też powtórzyć ostatni zwycięski cykl wyborczy. "Bardzo dobrze poradziło sobie z przechodzeniem między jednymi i drugimi wyborami. Między nimi opozycja wytracała impet, bo ponosiła klęskę" - twierdzi Bartosz Brzyski z Klubu Jagiellońskiego.

Choć jak dodaje Brzyski, przy ostatnich nieporozumieniach w Zjednoczonej Prawicy, bardziej prawdopodobne jest przyśpieszenie wyborów parlamentarnych.