Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłem PiS, Wiesławem Janczykiem.

 

Z badań Centrum Badawczo-Rozwojowego BioStat wynika, że 87% respondentów jest za otwieraniem restauracji, a prawie 70% chce z nich korzystać. Rząd powinien posłuchać badanych?

- Rząd z całym szacunkiem odnosi się do każdego głosu społecznego. Podobnie parlament. Są też inne badania. Z nich wynika, że restauracje, gdzie są kelnerzy i inne, są na samym wierzchołku piramidy miejsc, gdzie się zakażamy. To będzie pewnie branża, która po opanowaniu pandemii będzie się najszybciej rozwijała. Wszyscy chcą z tego korzystać. O tym warto pamiętać. Dzisiaj planujemy ucieczkę do przodu po zakończeniu fali Covid-19. Na to rząd się przygotowuje. Rzeczywiście chcemy luzować gospodarkę, ale nie jesteśmy bezludną wyspą. Patrzymy na inne kraje. Dzisiaj Polska jest wiodącym krajem pod kątem luzowania obostrzeń.

 

Restauratorzy mogą liczyć na pozytywne dla siebie efekty pozwu zbiorowego? Grupa restauratorów chce pozwać Skarb Państwa na miliardy. Jak pan spogląda na tę inicjatywę?

- Na razie te pozwy, które trafiły do rozpatrzenia, są rachityczne. Są dwa pozwy na kwotę około 600 tysięcy złotych. Pewnie od wyroków w kolejnych instancjach będzie zależał rozwój sytuacji. Na dzisiaj zachęcam do zachowywania się w sposób odpowiedzialny. Wiele osób niepotrzebnie odeszło od nas. Każdy z nas ma kogoś w otoczeniu, kto ciężko chorował. Polska jest dobrze przygotowana na przenoszenie obciążeń. Lata kiedy rządzimy, to lata wyższego wzrostu gospodarczego niż za naszych poprzedników. Była naprawa systemu podatkowego, wpisano szereg regulacji autokontroli, ograniczenie wyłudzania podatków. Dzisiaj Polska w relacji do innych państw biegnie z dużym zapasem sił. Nie wiem, jakie roszczenia będą wiążące dla państwa. Zdecydują sądy. Polska im jednak podoła, jeśli zostaną uprawnione.

 

Sprawy związane z lockdownem się komplikują. Można opodatkowywać firmy, które de facto działają nielegalnie? Można tego samego restauratora karać kilka razy? Kto i w jaki sposób powinien przerwać te wątpliwości?

- Na to będzie czas. Rzeczywistość idzie zawsze przed regulacjami. Zapewniam, że poradzimy sobie. Nie jest to łapanie pcheł. Da się to opisać w ramy. Ktoś będzie beneficjentem, ktoś będzie poszkodowany. Nie odpowiem. Warto jednak działać ostrożnie. Znam wiele osób w biznesie, które próbowały się przebranżowić, szukać nowych ofert. Byli ostrożni. Prowadzenie działalności gospodarczej to chodzenie po polu minowym. Nie zmienia to postaci rzeczy, że pandemie są momentem, kiedy ludzie się często bogacą. Jeff Bezos powiększył swój majątek w ciągu 2 miesięcy 2020 roku ze 113 do 147 miliardów. Nie wymienię innych, ale w Polsce też tak będzie. Wiele osób w kryzysie bierze wiatr w żagle. My, jako państwo, musimy myśleć o wszystkich. Chcę, żeby peleton, w którym biegniemy, nie był zbyt rozciągnięty i zawsze staram się myśleć o słabszych, którzy potrzebują wsparcia państwa.

 

Dzisiaj spotkanie prezydenta Andrzeja Dudy i wicepremiera Gowina z pracodawcami. W tym tygodniu mają też zapaść decyzje ws. ewentualnego dalszego łagodzenia obostrzeń. Pojawił się już w dyskusji termin regionalizacji. Pan byłby za powrotem do trzech stref? Jakbyśmy popatrzyli teraz na Małopolskę, byłaby on zielona.

- Tak. Uważam, że powinien być sztywny interwał czasowy. Luzowanie, zaostrzanie kryteriów z modelem geograficznym. To było akceptowalne społecznie. Jakby to działało adekwatnie do tego, jakie ponosimy skutki zarażania się, byłoby to akceptowalne. To by przyniosło najlepsze rezultaty.

 

PSL chce referendum ws. prawa aborcyjnego. Lewica proponuje dekryminalizację lekarzy, którzy w myśl nowego prawa będą dokonywać aborcji. Pan proponuje z kolei program obligatoryjnej adopcji przez państwo. Jak ten pomysł oceniają inni politycy Zjednoczonej Prawicy?

- Nie ukrywam, że rozmawiałem z osobami, które pracują nad rozwiązaniami zapowiadanymi przez PiS po orzeczeniu TK. Mój wariant polega na tym, żeby państwo zaadoptowało dożywotnio każde dziecko niechciane, które urodzi się w tym zbiorze osób – to 1110 osób za 2019 rok - które nie będą zdolne do samodzielnego funkcjonowania. Dla państwa nie byłby to wielki koszt. Program „za życiem”, który powstał w 2017 roku, uzyskał finansowanie 3,2 miliarda złotych. Sądzę, że statystycznie 1 dziecko na powiat rocznie, niechciane przez rodziców to wariant do rozważenia. Inne warianty z opozycji wydają się od sasa do lasa. Referendum ws. zapisów było. Mieliśmy referendum w 1997 roku ws. przyjęcia konstytucji. Ludzie się za tym opowiedzieli. Sama ustawa z 1993 roku w sposób drastyczny ograniczyła aborcję. Ona do tego momentu była dozwolona ze względów ekonomicznych. Wtedy ograniczono aborcję rocznie o dziesiątki tysięcy osób. Dzisiaj ten zbiór to niewiele ponad 1000 osób. Jak popatrzymy na powiaty to dwie osoby rocznie. To by odciążyło obawy młodych mam, które spodziewają się dziecka. Strach się rozlał.

 

Pana propozycja stanie się oficjalną propozycją Zjednoczonej Prawicy?

- Nie wiem. Rozmawiamy jednak o tym. To wielka sprawa. Masa osób usłyszy o tym i zważy propozycję. Jej waga ekonomiczna nie jest duża. Kraj posiada infrastrukturę, żeby pielęgnować takie osoby. Przy napięciu społecznym w związku z orzeczeniem TK, taka propozycja jest do zaakceptowania. Nie upieram się jednak. Nie będzie łatwo przebudować w prawie takich zapisów. Nie będzie do nich większości konstytucyjnej. Będzie też trudno o większość ustawową.