Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z wicemarszałkiem Sejmu, Ryszardem Terleckim z PiS.

 

10 maja to wciąż aktualny termin na przeprowadzenie wyborów prezydenckich?

- Oczywiście. Wciąż czekamy niecierpliwie aż Senat przepracuje ustawę, która zorganizuje te wybory 10 maja. Natychmiast jak termin prac Senatu minie, czyli to 30 dni, wtedy ustawa będzie obowiązywać. Jak będą zmiany, lub Senat ją odrzuci, wtedy Sejm będzie musiał ją przyjąć, lub odrzucić. Zakładamy przyjęcie przez Sejm.

 

Nie wiemy w jakim kształcie ta ustawa z Senatu wróci i kiedy wróci. Zatem 10 maja jest aktualny, ale czy realny?

- Zawsze może się coś wydarzyć. Nikt nie przewidział tej zarazy, która nas dręczy. Zakładamy wariant optymistyczny i realny, że wszystko się uda i wybory się odbędą. Tu wchodzi też w grę data tydzień późniejsza.

 

To 17 maja. A 23 maja, czyli sobota to też termin brany pod uwagę?

- On jest prawnie możliwy, ale nie ma raczej u nas tradycji wyborów w sobotę. Lepiej by było zostać przy niedzieli. Trzymamy się terminu 10 maja, innych możliwości nie rozpatrujemy. Zobaczymy co będzie po pracach Senatu.

 

Możliwa realizacja wyborów korespondencyjnych 10 lub 17 maja może się rozbić o postawę części samorządów? Zdaniem niektórych z włodarzy gmin brak jest podstawy prawnej do udostępnienia spisów wyborców Poczcie Polskiej.

- Prawnicy się spierają, jak w każdej sprawie. Możemy mieć opinię taką i taką. Tacy są prawnicy. Zakładamy, że samorządy wykonają swoje zobowiązania konstytucyjne i umożliwią przeprowadzenie wyborów. Jak ustawa wejdzie w życie, nie będą mieli żadnych podstaw, żeby nie wydać spisów.

 

Najważniejsze ostatnio pytanie, na które nikt nie zna chyba odpowiedzi, jest takie. Jak w sprawie ustawy o wyborach korespondencyjnych zagłosuje lider Porozumienia Jarosław Gowin i jego posłowie? Co się stanie jak tej ustawy nie poprze?

- To jest sytuacja hipotetyczna. Nie przewiduję tego, żeby grupa posłów startujących z naszych list wykazała się takim brakiem odpowiedzialności. Mam nadzieję, że wygra rozsądek, poczucie odpowiedzialności za państwo i to, że jest to niezwykle ważne dla stabilizacji sytuacji państwa w kolejnych wyborach. Będziemy mieli bezpieczną większość, która pozwoli przegłosować ustawę. Jakby tak nie było, trzeba się będzie zastanowić nad losami współpracy z Porozumieniem.

 

Czyli bierze pan pod uwagę scenariusz taki, że wtedy współpraca dobiegłaby końca?

- Jeżeli część naszej Zjednoczonej Prawicy… To więcej niż koalicjant. Porozumienie startowało z naszych list. Jeśli oni zachowają się nieodpowiedzialnie, trzeba będzie współpracę zupełnie na nowo urządzić.

 

Jak pan ocenia scenariusz, o którym mówi się od kilku dni, że w przypadku odrzucenia tej ustawy przez Porozumienie, powstanie nowa większość w Sejmie, która będzie próbowała zmienić Marszałka Sejmu? Pan takie rozważania ostro ocenił w weekend na portalu społecznościowym.

- W tej chwili posłowie Porozumienia stanowczo odżegnują się od tego pomysłu. Twierdzą, że to plotki totalnej opozycji. Mam nadzieję, że tak jest. Zmiana marszałka nie wchodzi w grę. Nie zgodzimy się. Tematu nie ma. Takie pogłoski jednak krążą. Więc stanowczo mówimy, że na taką sytuację się nie zgodzimy. Marszałek Elżbieta Witek pozostanie marszałkiem.

 

Myśli pan, że do sumień posłów Porozumienia przemówi apel ponad 70 działaczy opozycji antykomunistycznej? Opublikował go portal niezależna.pl. Wśród sygnatariuszy są Andrzej Gwiazda, Adam Borowski i Ryszard Majdzik. Piszą tam „To chwila próby. Jeśli wyjdą z niej Państwo zwycięsko, jeśli nie dopuszczą do tego, by w kraju zapanował chaos i niepewność, to zdadzą Państwo egzamin z dojrzałości publicznej i przysłużą się Rzeczpospolitej".

- Dokładnie tak jest. Apel znanych i wybitnych działaczy podziemia z czasów stanu wojennego jest słuszny. Całkowicie podzielam te opinie. Jak się zachowają posłowie? Tego dziś nie wiemy.

 

Jeśli mówi pan, że maj to najlepsza pora na wybory, to oznacza, że nie ma już dyskusji o poparciu przez PiS pomysłu przedłużenia kadencji Andrzeja Dudy o dwa lata i wyborów za dwa lata?

- O tym można dyskutować, ale nie ma takiej możliwości. Opozycja się na to nie zgadza. To by wymagało wielkich zmian. Konstytucja wymaga wyborów teraz. Opozycja nie chce tych wyborów. Ich sondaże są marne. Sondaż kandydatki Kidawy-Błońskiej jest dramatyczny. Nie wróży o powodzenia. Ona z 20% poparcia spadła do 4%. Jest ostatnia na liście kandydatów opozycji. Rzeczywiście PO robi wszystko, żeby wyborów nie było. Nie może być tak, że wybory będą, gdy PO ma szansę. To zaprzeczenie demokracji i złamanie wszelkich zasad funkcjonowania państwa prawa. Zobaczymy. Jestem optymistą. Wybory uda się legalnie, spokojnie i bezpiecznie przeprowadzić.

 

Czyli ten wariant ze stanem nadzwyczajnym na kilka dni i przesunięcie wyborów na lato/jesień jest także mało prawdopodobny?

- To są gdybania. Trzymajmy się tego, co jest realne. Realne jest przeprowadzenie wyborów 10 maja. To jest zgodne z prawem, konstytucją. Może się zdarzyć, że to będzie niemożliwe, bo nastąpi eksplozja zachorowań. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Statystyki są optymistyczne, pandemia zaczyna się cofać. Nie ma powodu, żeby termin zmieniać.

 

W momencie, gdy pandemia zaczyna się cofać i dane z ostatnich dni pozwalają na ostrożny optymizm, uważa pan, że należy rozważyć przyspieszenie odmrażania życia społecznego i gospodarczego? Pytam w kontekście pretensji polityków niemieckich. Oni sami wprowadzają od dzisiaj obowiązkowe maski w sklepach i transporcie publicznym, ale do Polskiego premiera mówią, że nasze ograniczenia są za ostre, przez co cierpi życie gospodarcze.

- Niemcy działają w swoim interesie. Trzeba to rozumieć. Wielu Polaków pracuje w Niemczech. Oni mają trudności z poruszaniem się przez granicę. Niemcy w trosce o swoją gospodarkę i pracowników postępują tak. My musimy myśleć o bezpieczeństwie Polaków, żeby ta zaraza nie przenikała przez granice. Te ograniczenia obowiązują.

 

Jest pan historykiem i działaczem opozycji antykomunistycznej. Zapytam o rocznicę sprzed 60. lat, kiedy mieszkańcy Nowej Huty stanęli w obronie krzyża. Jak pan dziś ocenia to wydarzenie?

- To było jedno ze zdarzeń, które poruszało Polaków w tych ponurych czasach. Byłem wtedy w szkole podstawowej, ale pamiętam jak wiadomości o tym docierały do Krakowa. To zdarzenie kształtowało postawę i poglądy znacznej części krakowian i mieszkańców Nowej Huty, którzy bronili swojego prawa do wiary i budowy kościoła.