Gośćmi programu "Przed hejnałem" były dr Małgorzata Kozak i dr Małgorzata Michel z Instytutu Pedagogiki UJ.

 

Sylwia Paszkowska: Obydwie panie miałyście, a właściwie macie, podwójną rolę - pracownika naukowego i matki. Jak to było na początku, pamiętają panie?

 

Dr Małgorzata Michel: Ja pamiętam bardzo dobrze, choć mój syn jest teraz nastolatkiem. Te czasy, kiedy byłam mamą-studentką, były inne, ale z perspektywy czasu wiem, że to była jedna z lepszych decyzji w moim życiu, bo kiedy skończyłam studia mój syn miał 2 lata, a ja mogłam iść do pracy.

 

Sylwia Paszkowska: A był czas na celebrowanie bycia mamą?

 

Dr Małgorzata Michel: Nie chodziłam na część zajęć, wykładowcy byli przychylni, hormony dawały mi sporo siły, więc czas na celebrowanie macierzyństwa był.

 

Dr Małgorzata Kozak: Moje dzieci urodziły się w czasie studiów doktoranckich, jednak praca na uczelni umożliwia bycie mamą, bo nie jest to wchodzenie z domu na pół dnia, na osiem godzin, więc spokojnie to godziłam. Był jednak czasem taki problem, że nie miałam gdzie przewinąć dziecka.

 

Sylwia Paszkowska: My najczęściej mówimy o matkach, rzadko o mężczyznach w takiej roli, bo w życiu ojca-studenta zmienia się znacznie mniej. Choć są wyjątki.

 

Dr Małgorzata Kozak: Był u nas kiedyś w instytucie tata-student i to było zachwycające jak on radzi sobie z dzieckiem, brał je na zajęcia, zajmował się po zajęciach, bardzo często korzystał z udogodnień, jakie na uczelni mamy.

 

Sylwia Paszkowska: Jakie to udogodnienia? Co udało wam się stworzyć? Jak to zrobiłyście?

 

Dr Małgorzata Michel: To nie było trudne. Okazało się, że nie potrzeba dużo przestrzeni, że każdy z nas ma jakieś zabawki w domu, a do tego władze były przychylne, pomogły nam też koła naukowe i w ten sposób powstały dwa miejsca.

 

Dr Małgorzata Kozak: Kiedy powstawał pomysł pierwszego miejsca, to był czas obrony mojej pracy doktorskiej. Początkowo to miały być miejsca dla doktorantek i pracowników. Udało nam się z Małgosią uzbierać skromny budżet, zorganizować przewijaki, kupić materiały higieniczne, plastyczne, wygospodarować kącik i stworzyłyśmy miejsce, gdzie dziecko może poczekać, zostać nakarmione, pozostając pod opieką kogoś bliskiego, kiedy mama albo tata oddaje się procesom studiowania.

 

Dr Małgorzata Michel: Ja kiedy widzę studenta lub studentkę z dzieckiem, to na konsultacje, nawet egzaminy, zapraszam właśnie do tego pokoju. To wspaniałe, bo niektóre dzieci znam od brzuszka. Studenci-rodzice są bardzo aktywni. Zdarzyło mi się też brać studentki na ogród, tam rozkładamy kocyk i konsultuję np. mamę. Studenci wcale nie czują się zwolnieni z obowiązku, to królowie logistyki.

 

Sylwia Paszkowska: Ja na roku, na filologii, miałam koleżankę, która zaszła w ciążę chyba na drugim roku i ona nie miała łatwego życia, taryfy ulgowej, ale poradziła sobie dzielnie, mimo że z dzieckiem została sama. Jest nawet takie powiedzenie: "Potrzebne, jak studentce dziecko".

 

Dr Małgorzata Kozak: Niestety, ja obserwuję, że pojawienie się dziecka w życiu studenta często wyklucza go ze społeczności akademickiej, studenci zawieszają studia, a nawet z nich rezygnują. Jest wiele projektów, które sprzyjają studentom, którzy zostali rodzicami, my też stoimy na stanowisku, że miejsca dziecka jest przy rodzicu, a jeśli rodzic jest studentem, to miejsce jest na uczelni. Rodzice-studenci to naprawdę pilni studenci, zaliczają wszystko w terminach.

 

Sylwia Paszkowska: Są uczelnie, kierunki, na których o takie podejście trudniej, na których dziecko traktowane jest jako faux pas.

 

Dr Małgorzata Kozak: Ja miałam takie doświadczenie, równolegle, obok pedagogiki, studiując prawo. Obserwowałam zupełnie inne podejście do rodzicielstwa. Na pedagogice zawiązywały się rodziny, na prawie niemalże w ogóle.

 

 

 


(Marlena Zając/dr)