Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z posłem Nowoczesnej, Jerzym Meysztowiczem.
Emocje są gorące w Brukseli. Nadzwyczajny szczyt UE jest bezsenny dla wielu liderów...
- 13 godzin rozmów.
W centralnym punkcie jest kwestia szefa Komisji Europejskiej. Z polskiego punktu widzenia jest budzące emocje nazwisko, które wciąż jest w grze – Frans Timmermans.
- Tak. Pojawiło się to nazwisko. W pewnym momencie wydawało się, że może to być kompromis dla wielu krajów. Wybór przewodniczącego Komisji Europejskiej to nie jest jednomyślność. 8 krajów może być przeciw, ale może tak zostać. To pokazuje siłę PiS w Europie. To ugrupowanie jest prawie w najmniejszym klubie parlamentarnym. Dlatego oni się nie liczą w rozgrywkach. Było jednak do przewidzenia, że Polacy nie będą mieli wiele do powiedzenia. Wczorajsze próby Mateusza Morawieckiego, żeby zablokować tę kandydaturę prawdopodobnie skończyły się niczym.
Tego jeszcze nie wiemy.
- Tak, ale żeby się wzmocnić, premier próbował namówić – co mu się udało, żeby występować nie tylko jako Polska, ale jako Grupa Wyszehradzka.
Wciąż Grupa jest przeciwko.
- Nie do końca Grupa gra na nami równo. Gdy był wybór Donalda Tuska, Grupa zagłosowała za, mimo sprzeciwu Polski.
Premier Morawiecki mówił o Fransie Timmermansie, że to kandydat, który dzieli Europę i nie rozumie Europy środkowej. Na czele KE – najważniejszej unijnej instytucji – powinien stać ktoś, kto budzi takie kontrowersje? Przed Unią są wielkie wyzwania.
- Nie zgadzam się z premierem Morawieckim, który mówi, że Timmermans dzieli Europę. Jeśli tak, robi to na kraje, które przestrzegają zasad i praworządności i na te, które tego nie respektują. To nie jest straszny podział. To jednak budzi kontrowersje. To byłby policzek dla rządu PiS.
Jak pan przyjął informację, którą w Dzienniku Gazecie Prawnej komunikuje Ryszard Petru – założyciel Nowoczesnej, obecnie w niszowej partii Teraz, że odchodzi z polityki?
- Można się było tego spodziewać. Żałuję. Razem zakładaliśmy Nowoczesną. Wydawało się, że to był najlepszy projekt polityczny ostatnich lat. Potem sytuacja wymknęła się spod kontroli. Nieszczęsny wyjazd spowodował utratę zaufania wyborców. Potem były inne czynniki, Nowoczesna traciła. Potem przegrana z Katarzyną Lubnauer to była kropka nad i. Ciężko mu było odzyskać przywództwo. Nie dziwię się, że on rezygnuje z polityki. On równolegle do działań w parlamencie pracował. Był w radach nadzorczych różnych spółek. Nagle one zaczęły być mocno kontrolowane przez służby. To sugeruje, że polityka powinna być z dala od biznesu. Bycie w opozycji spowodowało, że kontrole się nasiliły. Ryszard Petru musiał zrezygnować z tych funkcji. Teraz będzie miał wolną rękę. To osoba odpowiedzialna, doświadczona. Jako wieloletni ekonomista, znajdzie swoje miejsce w biznesie.
W tym wywiadzie mocne i gorzkie słowa padają z ust Ryszarda Petru. „Nie znajduję żadnego wspólnego programowego punktu z PO, PSL czy SLD” - mówi. To dobry prognostyk przed Koalicją Obywatelską przed wyborami jesiennymi?
- Nieobecni nie mają racji. Jak go nie ma w polityce, on traci wpływ, żeby to zmienić. My jesteśmy partiami opozycyjnymi. Żadne nasze pomysły nie mają szans realizacji. Człowiek stojący z boku pomyśli, że te partie nie mają wpływu na rzeczywistość. Nie do końca. Udało nam się zatrzymać dwie niefortunne ustawy przygotowane przez Ministerstwo Sprawiedliwości. One szły w kierunku przejęcia prywatnych firm przez rządzących. Udało się to zablokować. Jakby PiS po wyborach nadal miał większość, mam nadzieję, że nikt do tego nie wróci. To niebezpieczne wzorce węgierskie. To nam się udało zrobić, nie mając bezpośredniego wpływu. Kilka innych rzeczy nie udało się zrobić. Protestujemy teraz przeciwko podniesieniu składek ZUS dla przedsiębiorców. To już 1500 złotych, które każdy przedsiębiorca prowadzący działalność gospodarczą będzie musiał odprowadzić. To wzrost o 10%. Rząd mówi, że podatki nie rosną. Rosną. Jest ponad 30 danin wprowadzonych przez ostatnie lata. Muszą być środki na transfery socjalne. Oni znajdują je w naszych kieszeniach.
Jak inaczej wyliczyć wysokość składki ZUS? Ona teraz jest powiązana z mechanizmem wyliczania średniego wynagrodzenia. Wynagrodzenie ma rosnąć, będzie rosła składka ZUS.
- Nie mam nic przeciwko temu, żeby wynagrodzenie rosło. Takie bezpośrednie powiązanie składki z wysokością średniej powoduje, że ona będzie rosła w nieskończoność. Jest taka sytuacja, że w pewnym momencie opodatkowanie pracy w Polsce jest strasznie wysokie. Prawie 60% wynagrodzenia musimy oddać. Mamy jedne z niższych zarobków w UE, ale najwyższe składki ZUS. To nieodpowiedzialność. PiS tym, którzy prowadzą działalność podnosi, ale nowym obniża. Znowu kupuje się głosy. Adresuje się ulgi dla osób, które mogą teraz podejmować decyzje przy najbliższych wyborach. Nie widzę innego wytłumaczenia niż kupowanie głosów.
Wybory pewnie za 3,5 miesiąca. Pewnie będzie to pierwszy termin – 13 października. W jakich nastrojach opozycja do tych wyborów idzie?
- Faktycznie PiS zrobi wszystko, żeby wybory były jak najszybciej. Konstruowanie koalicji to długie rozmowy, szukanie wspólnego programu. Pewnie wybory będą 13 października. Nie wykluczam – ta sytuacja nie byłaby zła – żeby opozycja poszła w dwóch blokach. Blok lewicowy – Wiosna, Razem i SLD jest jednoznacznie lewicowy.
Jak pan sobie wyobraża w tym bloku SLD? 70% członków SLD na Dolnym Śląsku chce iść razem z Nowoczesną i PO.
- Tak, bo SLD było największym beneficjentem ostatnich wyborów.
Chcecie wypchnąć SLD z koalicji?
- Nie chodzi o wypchnięcie. Jeśli PSL nie będzie chciał startować w Koalicji, będziemy tworzyć blok jak najszerszy. Jakby PSL się zdecydował na start, jaki był w wyborach samorządowych, byłby sukces. Ja się włączę w kampanię. Podjąłem decyzję o starcie do parlamentu. Mamy szansę stworzyć dobre listy, przygotować dobry program. Zależy nam na tym, żeby PiS nie mogło rządzić w Polsce przez 8 lat.
Czyli podziela pan wczorajszą diagnozę Władysława Kosiniaka-Kamysza? On mówił w Krakowie, że jeśli ma być wspólna lista z PSL i Wiosną to nie ma szans. On też mówił, że dwa bloki byłyby pożądane.
- Nie dziwię mu się. Elektorat PSL jest konserwatywny. Dla niektórych głosowanie na blok, gdzie jest PSL z Wiosną, jest trudnym wyborem. Ci ludzie często głosują na PiS. PSL musi zawalczyć o powrót na wieś, żeby odbić elektorat wiejski PiS. To PiS podebrał ten elektorat. Zadanie przed Władkiem Kosiniakiem-Kamyszem jest duże. To nie jest proces na dwa dni. Trzeba przywrócić wiarę w PSL. Oni mają struktury. Sądzę, że trzeba się będzie zastanowić, w jakiej formule oni mają dalej działać. Ostatnio byli na granicy progu wyborczego. Nie byłoby dobrze, żeby PSL zniknął ze sceny.
Od kilku dni obserwujemy emocje wokół informacji o zwolnieniu przez Ikeę pracownika krakowskiego marketu. W tle decyzji miało stać naruszenie dóbr i godności osób LGBT przez wypowiedź tego byłego pracownika. To będzie jeden z centralnych punktów kampanii?
- Mam nadzieję, że nie. To rzecz istotna. Trzeba zwracać uwagę, że pewne wartości i swobody obywatelskie, otwartość na ludzi innych, powinna nam przyświecać. To jeden z punktów z traktatów europejskich. To czasem są małe grupy i społeczności. Trzeba jednak zadbać, żeby większość nie narzucała im swojego typu myślenia. Nie może dochodzić do żadnej dyskryminacji. To było drastyczne działanie. Wydaje się, że warto się czasem zastanowić przed podjęciem takiej decyzji.