Zanim o nich opowiemy, najpierw kilka słów o wymaganiach. Forsycje wymagają dość żyznej, świeżej i dostatecznie wilgotnej gleby, choć raczej piaszczystej niż gliniastej. Źle rosną tylko tam gdzie jest dużo chwastów i gruba darń. Są wrażliwe na suszę, natomiast świetnie rosną w warunkach miejskich. Mają niezbyt duże wymagania odnośnie światła, więc można je sadzić nawet w zasięgu koron drzew o luźnej budowie. 

Dobrze wytrzymują przycinanie i wręcz zaleca się raz na kilka lat odmłodzić krzewy poprzez silne cięcie. Można z nich formować nawet kwitnące żywopłoty  oraz inne fantazyjne formy. Generalnie forsycje tnie się zaraz po kwitnieniu, żeby nie pozbawiać się „złotego deszczu”, ale jeśli chcemy nacieszyć się ich wiosennymi kwiatami już zimą to można ściąć gałąź do wazonu i bez problemu po krótkim czasie rozwinie pąki. Po przekwitnieniu forsycje rozwijają liście i już do jesieni nie wyróżniają się niczym szczególnym. Zaletą ich wczesnowiosennego kwitnienia jest również to że są pyłkowym pożytkiem dla pszczół.

Wybierając krzewy forsycji do naszych ogrodów kierujmy się ich rozmiarami – w dużym ogrodzie można sobie pozwolić na nieformowaną dowolność, ale już mały ogród zadowoli się wolnorosnącą odmianą ‘Maluch’, która dorasta do 1 m wysokości i jest mrozoodporna. 
 

Pożytek możemy mieć również my. 

I jak tu z nich nie korzystać skoro są aż tak bogate w rozmaite flawonoidy, lignany i saponiny. Najcenniejszym flawonoidem występującym w kwiatach forsycji jest rutyna, która w kwiatach forsycji występuje w stężeniu aż 1%, co jest ewenementem w świecie ziół i roślin leczniczych. Wodno-alkoholowe wyciągi z tych kwiatów obniżają poziom glukozy we krwi,  są moczopędne, uspokajają,  działają rozkurczowo,  przeciwzapalnie i przeciwalergicznie. Uszczelniają naczynka krwionośne (pajączki i żylaki!), stabilizują strukturę włókien kolagenowych i elastylowych w wyniku czego mamy szansę na zdrowe stawy i piękną skórę. Można je używać także na surowo – dorzucając do sałatek, omletów, koktaili lub po prostu zjadać wprost z krzaka. 
           
Można także używać w formie herbatki i to zarówno ze świeżych jak i suszonych kwiatów. Dobrze ususzone w temperaturze nie wyższej niż 40 st C (może to być piekarnik z termoobiegiem) kwiaty zachowują intensywny żółty kolor, ale trzeba je przechowywać w suchym i ciemnym miejscu. Jak zaleca dr Różański, aby maxymalnie wykorzystać zawartość rutyny warto najpierw 10-15 g kwiatów zwilżyć spirytusem (np. ze spryskiwacza), a potem zalać 400 ml wrzącej wody. Po 40 minutach pod przykryciem napar odcedzamy i zużywamy w ciągu jednego dnia, popijając małymi porcjami. Można też przygotować nalewkę  (szklankę drobno posiekanych kwiatów zalać 5 szklankami 70% alkoholu, pozostawić na miesiąc w ciemnym miejscu i temperaturze pokojowej)
 

 

 

(Barbara Błaszczyk/Anna Kluz-Łoś)