Prosimy o interwencję w sprawie przejścia dla pieszych przy ul. Radzikowskiego 1, gdzie mieści się prywatne przedszkole. Dyrekcja placówki niejednokrotnie dzwoniła i prosiła ZIKiT o interwencję. Były nawet jakieś pomiary, ale na tym sprawa się skończyła. Nie stwierdzono potrzeby przejścia w tym miejscu! Codziennie muszę przechodzić przez ulicę nielegalnie, a do tego czekać po kilka minut aż sznur samochodów minie przedszkole mojej córki. Niejednokrotnie słyszę obelgi ze strony kierowców, stojących w korku w czasie porannego szczytu. "Wyrodna matka!" "Za grosz rozsądku!" Pytam, jak ich zdaniem mam przejść, odsyłają mnie wówczas na oddalone o ok. 350 metrów przejście. W porządku, ale korzystając z niego, muszę iść do przedszkola poboczem o szerokości 40 cm! Wózkiem, czy rowerkiem dziecięcym, nie da się tam jechać, a tak rodzice pokonują trasę do przedszkola! Jeśli nasze miasto nie stać na zakup wiadra farby i postawienie znaku, może wolą zbudować chodnik?

 

Fot. słuchaczki

Dzieci każdego dnia wychodzą na spacery… Muszą pokonać niebezpieczną ulicę. Pytam, czy najpierw musi zdarzyć się wypadek, aby ktoś nas wysłuchał? Przykładów nie trzeba daleko szukać, choćby sprawa niezabezpieczonego przejazdu kolejowego w Pniewitem, gdzie prośby matki o sygnalizatory świetlne zostały wysłuchane, ale dopiero kiedy jej dzieci przypłaciły to życiem, ginąc pod kołami rozpędzonego pociągu…

 

Mama czterolatki