Wszystkie trzy inscenizacje są próbą wtłoczenia znanych tekstów polskich romantyków w ramy współczesnej wyobraźni odbiorców,więc nie zdziwią także powtarzające się we wszystkich spektaklach choćby wspólne pop kulturowe elementy scenografii. Wszystkie bowiem łączy nie tylko osoba reżysera, ale także scenografa Anny Marii Karczmarskiej oraz autorów kompozycji i multimediów Michała Lisa i Piotra Lisa.

Ostatni spektakl tryptyku, mimoże kusi by porównać go z poprzednimi, co jak najbardziej uzasadnione, potraktujemy jednak jako dzieło osobne, wszak widz tarnowskiego teatru może nie znać i nie mieć szansy zobaczenia wszystkich inscenizacji.

Podobnie jak w przypadku „Dziadów” czy „Balladyny” i tym razem Rychcik sięga po tekst znany. „Grażyna” to w końcu lektura szkolna. Jednak dla jasności opisu spektaklu przypomnijmy, że w tej powieści litewskiej, jak nazwał ją w podtytule Mickiewicz, opisana zostaje bohaterska, patriotyczna postawa żony księcia Nowogródka Litawora, która udaremnia bratobójcze starcie dwóch litewskich władców, będące następstwem niedotrzymania wcześniejszych umów: przyznania ziemi i tytułu. W starciu z potężnym Witoldem Litawor zamierza wykorzystać sojusz z odwiecznym wrogiem Litwy, Krzyżakami. Ten alians potajemnie, wbrew woli męża, udaremni Grażyna wplątując tym samym Litwę w walkę z zakonnymi rycerzami. Sama też, choć w mężowskiej, zbroi stanie na czele wojsk broniących kraju. Śmiertelnie ranna w bitwie, umiera doczekawszy jednak pomocy słabnącym wojskom ze strony „nawróconego” Litawora. Tyle Mickiewicz.

Radosław Rychcik przekłada na czas współczesny piętnastowieczną historię i umieszcza bohaterów na (znanym także już z „Dziadów”) boisku do gry w koszykówkę. Cała opowieść a więc także jej punkt kulminacyjny walka/mecz między Litwinami/Polakami a Niemcami/Krzyżakami. rozgrywa się zatem scenerii widowiska sportowego. Na ławkach zawodników zasiadają bohaterowie: posłowie niemieccy, strażnicy i giermkowie z dworu Litawora, jego zaufany doradca Rymwid. Jest Grażyna i żołnierze/koszykarze obu walczących stron łącznie z tymi noszącymi ku uciesze widzów prawdziwe nazwiska. Po stronie Polski zagra więc Ludwik Solski (patron tarnowskiego teatru) a po niemieckiej znani piłkarze Franz Beckenbauer i Gerhard „Gerd” Müller. Za nimi na trybunach rozsiądą się członkowie chóru, który niczym ten z greckiej tragedii komentować będzie i relacjonować wydarzenia. Między zawodnikami oczywiście sędzia/trener czyli narrator opowieści.

Nad oknem sceny, przez cały czas trwania spektaklu wyświetlane będzie tłumaczenie polskiego tekstu „Grażyny”na język angielski i niemieckich wypowiedzi posłów krzyżackich na język polski. O ile to ostatnie zdaje się mieć racjonalne wytłumaczenie, w końcu w kraju nad Wisłą znajomość języka Goethego nie jest powszechna, o tyle to pierwsze mające dać, jak sądzę złudzenie a może nawet prawdę o uniwersalności poematu jest też taką sytuacją a rebour. Bo tekst z rodzimego języka widzów tłumaczony jest jednak na język im obcy. Gdyby jednak bez tłumaczenia, bez podtekstu uniwersalności wyświetlany był oryginalny tekst poematu miało by to dodatkową korzyść lepszego zrozumienia całości, gdyż zaopatrzeni w mikrofony aktorzy, przynajmniej niektórzy padają ofiarą doskonałości sprzętu obnażającego niedostatki dykcyjne, gubiące jasność mickiewiczowskiego słowa.

Ale mikroporty, nieodłączny atrybut współczesnych showmanów, to obok innych elementów znanych z pop kultury (jeśli mecz to i czirliderki) wpisują się raczej udatnie w przyjętą konwencję spektaklu jako współczesnego sportowo- muzycznego show, gdzie gwiazdorstwo miesza się kiczem.

Tak więc poważny ponadczasowy konflikt - z zazdrością, żądzą władzy, zacietrzewieniem, zdradą  - wpisany zostaje w kontekst rozgrywek sportowych, toczonych dziś często na „śmierć i życie” niczym prawdziwe wojny. Ale w tej opowieści jest i Ona, kobieta niezłomna, która nie waha się złożyć własnego życia w ofierze, by ratować honor męża i wolność ojczyzny. Tytułowa Grażyna - to postać, której działania z jednej strony zmieniają bieg wydarzeń, z drugiej losy bohaterów. Postać najważniejsza i przejmująca w chwili poważnego zagrożenia kraju rolę przynależną mężczyźnie. Jak ważna to postać sprawę stawia jasno wygłoszony przez narratora /sędziego meczu fragment tekstu znawczyni romantyzmu prof. Marii Janion o wyjątkowości postaci polskiej kobiety nie tylko w literaturze, ale i narodowej historiografii. Kobiety silnej, wyróżniającej się przynależnymi tradycyjnie właśnie postawie męskiej przymiotami: odwagą, poświęceniem cierpieniem, walką. Włączenie w spektakl skądinąd świetnego tekstu trąci jednak zbyt nachalnym i z racji długości fragmentu nawet nudnym dydaktyzmem. W końcu nawet w naszej szkolnej edukacji przypominanie o wyjątkowej roli w polskiej historii kobiety bojowniczki, patriotki nie jest omijane. Tak czy inaczej wyedukowani już na początku spektaklu chcemy widzieć więc Grażynę, tę pierwszą w galerii polskich kobiet bojowniczek jako „niewiastę z wdzięków, a bohatera z ducha", jak pisał Mickiewicz.

Nic z tego.Tarnowska Grażyna (Dominika Markuszewska) nie jest wyraziście reżysersko zarysowaną postacią, jakby sam jej opis, nie podparty działaniem aktorskim, miał nam wystarczyć. Podczas bitwy/gry na boisku trudno w niej dostrzec porywającego bojowym duchem przywódcę, uwagę przyciągają raczej waleczni, grający z oddaniem, choć często niecelnie dwaj strażnicy(Jerzy Pal, Tomasz Piasecki). Nie dziwi nas więc, gdy Grażyna pada na parkiet boiska, zresztą też w niezbyt dramatycznych okolicznościach. Kontuzjowana wyprowadzona zostanie także przez zmieniającego przebieg rozgrywki na korzyść Litwinów/Polaków, odkrywającego zgubne skutki swego postępku, Litawora.

Mało przekonywający jest także przeciwnik drużyny litewsko/polskiej. By dodać „Grażynie” autentyczności, także językowej, reżyser wyłonił podczas castingu osoby znające na tyle język niemiecki, by mogły w nim wygłosić kwestie krzyżackie, a tym samym wcielić się w postaci komtura krzyżackiego Ditricha von Kniprode (Martin Bogdan) i posła niemieckiego (Radomir Rospondek). Ale uwaga reżyserska bardziej skupiona jest na w miarę poprawnym wykrzyczeniu kwestii w języku niemieckim niż aktorskiemu budowaniu postaci. Więc obserwując ich lingwistyczne zmagania wiemy już, że nie będzie to zbyt trudny dla Polaków przeciwnik. Zresztą w atrakcyjności meczu (trochę przydługiego) wcale nie pomagają, usiłujący dodać im profesjonalności, koszykarze/statyści.

Słaba Grażyna, słabi jej wrogowie. Mocniej zarysowana zostaje postać Litawora (Tomasz Wiśniewski), choć nie aż tak wyraźnie jakby na to wskazywał literacki pierwowzór postaci dwuznacznej moralnie, pełnej dynamizmu, a w geście odkupienia winy decydującej się na samobójczą śmierć na żałobnym stosie z ciałem bohaterskiej żony. Nie przekonuje także doradca Rymwid (Karol Śmiałek), prawa ręka Litawora. Zdecydowanie lepiej wypadają postaci drugiego planu - strażnicy i giermkowie (Bogusława Podstolska Kras i Karolina Gibki). Podoba się dobrze zagrana, chociaż zbędna dla wymowy czy konstrukcji spektaklu, scena opowiadająca o historii Zakonu Krzyżackiego z muzycznym akcentem „Bogurodzicy”.

W „Grażynie” z dość jasną koncepcją całości, ale rażącą niedopracowaniem szczegółów, bez wyrazistych kreacji aktorskich na uwagę zasługuje jednak wybijająca się na plan pierwszy postać narratora (Aleksander Fiałek). W garniturku made in USA z lat 70. zgrabnie inicjuje i prowadzi wątki poematu czasem poważnie, zaangażowanie, czasem zabawnie, a nawet kpiąco, tworząc niezły tandem z komentatorem całości, głównym opowiadaczem - chórem. I ten chór, świetny tarnowski zespól Gosp.pl, pod kierownictwem Anny Podkościelnej - Cyz, buduje nie tylko muzyczny klimat i aurę spektaklu, którego niejasne przesłanie, gubi się w dwuznacznościach scenicznej przestrzeni świata/ boiska, pop kulturowych gadżetach, końcowym korowodzie odtwórców spektaklu w takt słynnego poloneza M.K. Ogińskiego.

„Grażyna” R. Rychcika z ciekawie zarysowaną wizją historii rozpływającej się w pop kulturze, z dbałością o tekst Mickiewicza, z dobrą, wciągającą muzyczną oprawą - jest jednak spektaklem niespójnym, niewygranym aktorsko, bez wyraźnego lub ukrytego przesłania.

Gwarna, głośna, muzyczna „Grażyna” pociągająca widza swą ludycznością topi w niej istotne gesty, ważne słowa, postawy.

Pytanie, jak zmusić współczesnego homo ludens do poważniejszej refleksji pozostaje więc otwarte.

 

A. Mickiewicz „ Grażyna”. Reżyseria i adaptacja R.Rychcik. Prapremiera 23 maja 2015 Teatr im L.Solskiego w Tarnowie

 

jdruzynska