Z pierwszej pielgrzymki papieża do Polski pamiętam, że rodzice nie zabrali mnie na Mszę św. do Nowego Targu. W 1979 r. miałem 6 lat. Dlatego pierwsze wspomnienie w życiu z Janem Pawłem II mam takie, że bardzo chciałem być blisko niego, ale nie mogłem.

W 1983 pojechałem już do Krakowa. Ta druga pielgrzymka kojarzy mi się z tym, że po raz pierwszy w życiu stałem na Przeistoczeniu. Chciałem bardzo zobaczyć papieża, a że byłem mały, wpadłem na pomysł, że po tym jak powie:” Bierzcie i jedzcie”, kiedy wszyscy będą klęczeć, ja wstanę. Wiedziałem, że nie można, ale sobie pomyślałem, że może się Pan Bóg za ten jeden raz nie obrazi.

W 1987 pojechaliśmy do Tarnowa. Tak mi strasznie było żal jeszcze niedojrzałego zboża, po którym deptaliśmy, idąc do swoich sektorów. I nie wiedziałem czemu, jeszcze długo brzmiało mi tylko jedno zdanie z homilii: „Przypatrzcie się bracia, powołaniu waszemu”.

W 1991 poszedłem z pielgrzymką góralską na spotkanie papieża z młodzieżą w Częstochowie. Najbardziej bolało mnie to, że ponad tydzień szliśmy na nogach, żeby spotkać się z papieżem i go posłuchać, a tak balowaliśmy w noc przed główną Mszą św., że prawie całą Mszę ze zmęczenia przespałem. I nie pamiętam ani jednego słowa papieża. A miałem już 18 lat.

W 1995 papież był w Skoczowie. Jako kleryk śpiewałem w chórze. Będąc tak blisko ołtarza i widząc jak ważni ludzie biorą udział w tym spotkaniu, chyba po raz pierwszy dotarło do mnie, że Jan Paweł II nie tylko jest papieżem, ale być może najważniejszym Polakiem w historii.

W 1997 byłem już diakonem. Pierwsze zdjęcie z papieżem i Zakopane, i Ludźmierz, i Kraków. Pomimo wielu wspomnień w uszach słyszę tylko jedno zdanie: „Długo czekałaś Jadwigo”, które przypomina raz po raz, że na wielkie sprawy czasem trzeba wiele czasu i wielkich ludzi. Ale też pamiętam, że bardzo dużo myślałem o tych, którzy byli odpowiedzialni za nagłośnienie na Błoniach. Bo gdyby nie oni, spotkanie z dwumilionowym tłumem nie miałoby sensu. Niby taka mała rzecz jak mikrofon a uświadomiła mi, że bez zwykłych ludzi, może małych, może niezauważanych, może nawet grzesznych, wielcy i święci ludzi nie zrobiliby za wiele.

W 1999 roku już jako ksiądz byłem odpowiedzialny za 30 ministrantów, którzy mieli ze świecami w procesji podejść do ołtarza. Cieszyłem się, że w czasie Przeistoczenia będą klęczał tak blisko i mógł patrzeć na Ojca Świętego i to w takim momencie. Przypomniałem sobie o przeistoczeniu z tych samych Błoń sprzed 16 lat. Tym razem jednak papieża nie było. Zachorował.

W roku 2002 byłem na zastępstwie w Leicester. Chociaż Anglia nie słynie z miłości do Kościoła Katolickiego, BBC wrzucała obszerne materiały z ostatniej pielgrzymki do Polski. Byłem niezmiernie dumny z papieża, z ojczyzny, z Krakowa, z Łagiewnik. Paradoksalnie w czasie ostatniej pielgrzymki tak jak w czasie pierwszej nie mogłem być blisko Ojca Świętego. Ale tym razem już wiedziałem, że nie trzeba być fizycznie blisko, żeby serce biło naprawdę gorąco. I to przekonanie było bardzo potrzebne. Zwłaszcza na lata po jego śmierci.

Kiedyś Jezus zapytał swoich uczniów, za kogo ludzie go uważają. Ci odpowiedzieli, że jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków. Wtedy Jezus spytał Apostołów: „A Wy za kogo mnie uważacie?”

W tych dniach wielu mówi wiele o Janie Pawle II. Ale przychodzi taki moment, kiedy trzeba postawić pytanie „A Ty? Co pamiętasz? A dla Ciebie, kim jest papież z Wadowic?”