Jeśli samemu sobie sprawiać urodzinowe prezenty, to Ona jest w tym mistrzynią. W wigilię 27 urodzin Maryna Gąsienica Daniel zajęła szóste miejsce w slalomie gigancie na alpejskich mistrzostwach świata w Cortinie d'Ampezzo. W tej specjalności narciarskiej to najlepszy wynik w historii startów w mistrzostwach świata Polek, to wyrównany wynik najlepszego w historii polskiego alpejczyka Andrzeja Bachledy Curusia. Przy czym Ałuś osiągał ten wynik w 1970 roku. Bagatela, ponad pół wieku temu.
Wspominam wynik 27-letniej od dwóch dni zakopianki w gigancie, ale przecież w każdym starcie w Cortinie d'Ampezzo uzyskiwała najlepsze wyniki w karierze, a w mistrzostwach świata uczestniczyła po raz piąty. Przy czym należy mieć też świadomość, że w okresie ostatnich dwóch lat - bo w takiej sekwencji rozgrywane są mistrzostwa globu - Polka przez 19 miesięcy dochodziła do zdrowia i sił, po pechowej kontuzji. Ile trzeba mieć samozaparcia, jak silną trzeba mieć motywację, jak jasno określone cele. A przecież zawodnicze doświadczenie Maryny mogło wręcz zniechęcać. Droga do znaczącego wyniku w wieku juniorskim też uczyła cierpliwości. Dopiero w szóstym starcie w tej imprezie cieszyła się 5 miejsce w swym ulubionym gigancie. W Pucharze Świata zadebiutowała 10 kat temu, ale na pierwsze punkty czekała 6 lat. W tym sezonie jest na 20 miejscu, punkty zawdzięczając w głównej mierze jednej alpejskiej specjalności.
Jeśli Maryna Gąsienica Daniel jest dowodem dla tezy, że cierpliwość jest nagradzana, to z nadzieją można czekać na jej trzecie podejście do Zimowych Igrzysk Olimpijskich. Za rok. Wart jest też podkreślenia fakt, że od 5 bodaj lat jej trenerem nie jest Włoch, Austriak, czy Francuz. Marcin Orłowski jest bielszczaninem. W całym teamie jedynie serwismen jest Hiszpanem, ale bardzo chwalonym przez Marynę. W końcu ma nad czym pracować. Sezonowa porcja nart polskiej alpejki liczy ok. 40 par.
Znakomitego występu w Cortinie d'Ampezzo pogratulował Marynie Gąsienicy Daniel m.in. prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner. Ale w tym miejscu pozwolę sobie na odrobinę uszczypliwości. Czy w sukcesie reprezentantki Polski większa była rola krajowego związku, czy fakt zaproszenia jej i korzyści płynące z obecności w międzynarodowym teamie Atomica?
Skupiam się na postaci zakopianki, a przecież relatywnie porównywalny sukces osobisty zanotowała w Cortinie d'Ampezzo Magdalena Łuczak. 19-letnia zawodniczka klubu MitanSki Zakopane w debiucie w seniorskich mistrzostwach świata ukończyła slalom gigant na 19 miejscu! Maryna Gąsienica Daniel czekała na taki wynik długie lata. A smaczku tej historii dodaje fakt, że aktualna mistrzyni Polski pochodzi z Łodzi. Ale przez kilka lat - szukając drogi do wyczynu - mieszkała we Włoszech, gdzie chodziła do szkoły sportowej w Falcade. Tam trenowała ją Elena Valt, Od niedawna rolę tę przejął Słowak Ivan Ilanovsky były trener mistrzyni świata w tej slalomie gigancie. Też można by zadać pytanie: czy pobyt we Włoszech, to była forma sportowego stypendium fundowanego przez PZN? Jeśli tak, to byłbym mile zaskoczony.
Mistrzyni Polski z Łodzi, to nie jest ewenement. W ostatnich z organizowanych w Małopolsce zawodów Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży mocno swoje ambicje zaznaczali zawodnicy z Warszawskiego Klubu Narciarskiego. W Pucharze Polski w Kluszkowcach wygrywali zawodnicy z Rawicza... Świat się zmienia, nie ma w nim miejsca na schematy opierające się li tylko na tradycji.
A wracając raz jeszcze do Maryny Gąsienicy Daniel. Mogła mieć z Cortiny d'Ampezzo jeszcze milsze wspomnienia. Slalom równoległy. Sędziowie ustalają regułę, że w pierwszym przejeździe pomiar różnicy czasu zatrzymują po upływie 0,5 sekundy. W konsekwencji Polka przegrywa walkę o strefę medalową różnicą 0,06 sekundy. Jej rywalka walczy w finale. Przegrywa, ale po kilkudziesięciu minutach sędziowie decydują o przyznaniu dwóch złotych medali. Można się załamać? Można też powiedzieć, że technologia przerosła ludzką wyobraźnię. Ale można też powiedzieć, że do tej sytuacji trafnym komentarzem są słowa trenera Marcina Orłowskiego. "Niedosyt chyba jest zawsze, dopóki się nie wygrywa".
T.Kwaśniak