Zapis rozmowy Jacka Bańki z prof. Mariuszem Andrzejewskim z Uniwersytetu Ekonomicznego.

 

Jak pan ocenia projekt powrotu do dawnego wieku emerytalnego? To ma być prosty powrót czy należy to powiązać ze stażem pracy?

- Uważam, że potrzebny jest prosty powrót do poprzedniego rozwiązania, które zostało zapowiedziane przez prezydenta i przez PiS. Podstawowy zarzut, jaki większość osób stawia nowym rozwiązaniom, to takie, że zostały wprowadzone w trakcie gry. Pracownicy zaczęli po studiach swoją pracę i wtedy się umawiali na pewne warunki. Warunki zostały zmienione. To nie fair. Można było wprowadzić zmiany, ale dla tych, którzy wchodzą na rynek pracy. Tak nie było. Dlatego powrót do wieku emerytalnego 60 dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn, przy możliwości dłuższej pracy, wedle własnego uznania, to dobre rozwiązanie. Takie rozwiązanie popieram.

 

Związkowcy mówią, że powiązanie wieku emerytalnego ze stażem pracy będzie dopingować do płacenia składek emerytalnych.

- Teoretycznie. W związku z tym, że gangreną polskiej gospodarki są umowy śmieciowe, ten pomysł z tego powodu nie jest do końca dobry. Jak pan mi zapewni, że to dzisiaj pracownik może narzucić formę zatrudnienia pracodawcy, zatem jak pracownik przyjdzie i powie, że ja chcę płacić sobie składki, proszę mnie zatrudnić na umowę o pracę, to jest to fikcja. Prawdą jest coś innego. Te lata pracy na umowach śmieciowych u poszczególnych osób są coraz dłuższe. Przy wieku tych 40 lat coraz większe wyrwy w ilości lat są z tego powodu, że pracujemy na umowach śmieciowych.

 

Mówi się o 40 latach niekoniecznie składkowego. Może te 40 lat bez ciągłości składkowej?

- Dobrze. Krakowskim targiem proponuję, wprowadźmy to liczenie 40 lat jako opcję. Skoro przepracowałem 40 lat, to mam prawo do emerytury. Jak nie chcę więcej pracować, nawet jak mam 58 lub 63 lata, to zgadzam się na mniejszą emeryturę. Niech to będzie do wyboru. Wprowadzanie tego rozwiązania w zamian za powrót do poprzednich zasad nie jest dobre.

 

Teraz program 500+. W jaki sposób on wpłynie na demografię?

- Tu jest interesująca kwestia. Wielu ekonomistów podnosi słuszną wadę tego programu. Chcę podkreślić, że ja to popieram. To jest ważne. To zasadniczy element polityki prorodzinnej. To dobry pierwszy krok. Brakuje następnego. Jednak ekonomiści podnoszą, że program może nie osiągnąć celu głównego, czyli wzrostu wskaźnika dzietności. Z tego powodu, że państwo da 500 złotych, nie będzie się rodziło więcej dzieci. To sprawa istotna. Jak nie ruszymy z demografią, to katastrofa gospodarcza jest nieunikniona.

 

Wicepremier Gowin mówi, że 500 złotych może spowodować dezaktywację zawodową i może mieć społeczne skutki. Ktoś dostanie 500 złotych i niekoniecznie spożytkuje je dobrze.

- To niestety możliwe. Trochę się zgadzam z panem Gowinem. Dlatego mam propozycję - mieszkanie dla rodziny 500+. Pozwoliłem sobie w ramach konsultacji społecznej zaproponować, żeby wykorzystać ten program, jako pierwszy krok, gdzie każde małżeństwo, któremu będzie przysługiwała kwota 1000 czy 1500 złotych, będzie mogło wziąć mieszkanie z rynku w ramach programu kredytowego, gdzie pieniądze, które trafiałyby do ich kieszeni, by szły na spłatę raty kredytu. W ten sposób małżeństwa do 30 lat, mające dzieci, mogłyby od razu wziąć klucze do mieszkań. W zamian za to można podpisać umowę przenoszącą akt własności takiego mieszkania na nich. Dzięki temu młodzi uzyskaliby pewność, że za 4 lata, jak zmieni się ekipa polityków, to oni z tym zostaną. To będzie ich umowa kredytowa. Pieniądze będą szły z tego programu do banków, które kredytów udzielą. Wszystkie strony będą zaspokojone. Gospodarka na tym zyska.

 

Rynek mieszkaniowy zacznie się rozwijać?

- Rynek mieszkaniowy byłby kołem zamachowym dla naszej gospodarki. Teraz tak nie jest. Minister finansów nie musi dorzucić do tego ani grosza. Zaplanował na przyszły rok 16,5 miliarda. Moja propozycja powoduje, że nie trzeba nic dorzucić. Pan minister Gowin zwraca uwagę, że te pieniądze mogą być źle skonsumowane. Moja propozycja powoduje, że młodzi myślą co z tym zrobią. Przede wszystkim myślą, czy za 4 lata też to będą mieli. Jak nie uwolnimy ich od tej myśli, to oni nie będą myśleli o rozwoju rodzinnym. To podstawa. Oni nie mają dzisiaj poczucia bezpieczeństwa i pewności, że program będzie na zawsze. Moja propozycja powoduje, że wchodzą do mieszkania z dziećmi i jak je mają to mają te 500 złotych. Oni ich nie widzą, bo te pieniądze idą na spłatę raty kredytu. Przewiduję też waloryzację na przykład w związku ze wzrostem oprocentowania, żeby ci ludzie nie popadli w pułapki kredytowe, które dzisiaj mają miejsce na rynku przy innych kredytach.

 

Sam pan powiedział, że za 4 lata może przyjść inna ekipa i odkręcić to wszystko. Wtedy koniec z pieniędzmi, które nie trafiały wprost do kieszeni obywateli, ale jako spłata kredytu do banku. Co wtedy?

- Jeśli mieliśmy kryzysy związane z opcjami walutowymi, teraz związany z kredytami we frankach to ja chcę zaproponować to, co banki mówią. Umów zawartych się nie zrywa. Jak to będzie umowa notarialna, to żadna ustawa nie będzie mogła zerwać tej umowy. To jest pomysł, żeby młodym zagwarantować, że jak dziś podpiszą przekierowanie 500 złotych na cele mieszkaniowe, to wchodzą do mieszkania i do 18. roku życia tych dzieci nie mają myśleć, czy mają na spłatę kredytu. Kredyt będzie się automatycznie ze skarbu państwa przelewał, zamiast w konsumpcję nie wiadomo na co, na cele inwestycyjne. Tyle.

 

Rozumiem, że nie byłoby tak, że ktoś przeznaczy pieniądze na spłatę kredytu a ktoś do kieszeni? Wszyscy byliby objęci tym programem?

- Tak. To program mieszkaniowy. Jakieś małżeństwo ma dzieci, nie ma zdolności kredytowej i wkładu własnego. Może kupić mieszkanie? Nie może. Czy ten program daje im możliwość wejścia jutro do mieszkania takiego, jakie sobie sami wybiorą? Jak pieniądze będą przekierowane, mają trójkę dzieci a w międzyczasie rodzą się kolejne i potrzebują większe mieszkanie, to co się dzieje? Mieszkanie sprzedają, ilość kwot pozostaje do ich dyspozycji, żeby to potraktowali jako wkład własny i się przenieśli do większego mieszkania. Zatem wszelkie reguły wolnorynkowe obrotem mieszkań są przewidziane. To pozwala młodym mieć pewność. Chcę, żeby młodzi z Wielkiej Brytanii wrócili, bo zaczną myśleć, że w Polsce wchodzą na nowe mieszkania i tylko znajdują pracę. To program inwestycyjny. Obliczyłem, że jak dzisiaj puścimy w gospodarkę na konsumpcję 16,5 miliarda, które minister wygospodarował, to mój program powoduje uruchomienie akcji kredytowej na 350 miliardów złotych, zatem na 2% PKB a nie na ułamki. Jak w trakcie kampanii wyborczej prezes Kaczyński mówił, że NBP ma uruchomić akcje kredytową na 350 lub 300 miliardów to wszyscy pukali się w głowę i mówili: „nie znasz się”. To jest jednak możliwe.