Zapis rozmowy Jacka Bańki z wiceminister zdrowia, Józefą Szczurek-Żelazko.

 

Ponad 630 przypadków potwierdzonego koronawirusa, ponad 1000 osób w szpitalach. Kiedy Ministerstwo Zdrowia spodziewa się szczytu zarażeń?

- Rzeczywiście ilość osób z dnia na dzień wzrasta. Testy wykonujemy w dużych ilościach. Stąd większa ilość osób zakażonych. Jeśli chodzi o symulację, mamy świadomość, że do końca marca będzie wzrastała ilość osób zakażonych, hospitalizowanych. Od nas samych, naszej dyscypliny, to zależy. Pierwsze nasze doświadczenia wskazują, że dyscyplina nam pomaga. Nie idzie to wprost geometrycznie. Wszystko w naszych rękach.

 

Jak pani obserwuje weekendowe spacery Polaków to sądzi pani, że drogi transmisji wirusa są przecinane, czy wirus będzie zarażał kolejne osoby?

- My oczywiście apelujemy do Polaków, żeby nie spacerowali. Jeśli musimy wychodzić, niech odległości będą duże, nie gromadźmy się. Niepokoją nas wspólne spacery w parkach, czy w lesie. W dużej grupie zawsze jest duże niebezpieczeństwo transmisji wirusa. Apelujemy o dyscyplinę. Doświadczenia chińskie, włoskie i hiszpańskie dowodzą, że tylko izolacja jest szansą na wyjście z trudnej sytuacji.

 

Minister Szumowski mówi o czterocyfrowej liczbie zarażonych. Ministerstwo Zdrowia ocenia, że to będzie koło 1000 czy pod 10 000? To pytanie o modele matematyczne.

- Są różne modele matematyczne. Zależy to od zachowań społeczeństwa. W tej chwili dynamika zakażeń w porównaniu do Włoch, u nas jest mniejsza. To nas cieszy. Chcemy, żeby tak było to zachowane. Zmniejszenie rozprzestrzeniania się wirusa, daje szansę na wyleczenie osobom chorym. Służba zdrowia działa wydajniej, może pomagać osobom, które wymagają intensywnej terapii. Trzeba spłaszczać tę krzywą z zakażeniami w Polsce.

 

Dochodzi do zakażeń lekarzy. W Szpitalu Uniwersyteckim zostały zamknięte dwa oddziały. Jak realna wydaje się dzisiaj groźba braku odpowiedniego personelu?

- W tej chwili mamy stan epidemii. Wojewodowie mogą delegować pracowników do szpitali, gdzie liczba personelu będzie niewystarczająca. Z drugiej strony jako Ministerstwo Zdrowia działamy, przekazujemy środki ochrony, żeby chronić pracowników. Od ilości pracowników i ich zaangażowania będzie zależało bezpieczeństwo osób chorych. Procedury są przekazywane na bieżąco. W ubiegłym tygodniu wystąpiłam do konsultantów wojewódzkich lekarskich i pielęgniarskich o zintensyfikowanie szkoleń, zaktywizowanie pielęgniarek epidemiologicznych, które powinny szkolić, jak opiekować się pacjentami w szpitalu, żeby siebie nie narażać.

 

To jest ten moment, kiedy wojewoda musi delegować lekarzy do Szpitala Uniwersyteckiego, czy jeszcze takiej potrzeby nie ma?

- Wojewoda podejmuje decyzję w porozumieniu z dyrektorami szpitali. Jak będzie zgłoszenie, wojewoda podejmie decyzję. Wojewoda mazowiecki już delegował pracowników do konkretnego podmiotu. Sytuacja jest dynamiczna. Takie oddelegowania mogą zaistnieć. Najważniejsze jest alokowanie personelu tam, gdzie on jest potrzebny. Wiele podmiotów ogranicza zakres. Są rezerwy pracowników w ambulatoriach.

 

Mówimy o zakażeniach lekarzy, ale koronawirus nie omija polityków. Zachorował małopolski poseł Edward Siarka, który podobno zaraził się w ministerstwie sprawiedliwości. Oznacza to testy dla pracowników tego resortu?

- Wiemy, że jeden z wiceministrów został zarażony. Dlatego testy były przeprowadzane. Osoby z dodatnimi wynikami są w kwarantannie. Z tym możemy się spotykać. Dlatego my sami się kontaktujemy minimalnie. Wykorzystujemy środki techniczne, urządzenia biurowe, telefon. Minimalizujemy kontakt twarzą w twarz.

 

Są jakiekolwiek dobre wiadomości dla Polaków, czy nadal to co najgorsze jest przed nami?

- Chcielibyśmy przekazać optymistyczne informacje, ale patrząc na epidemię w innych krajach, trzeba się przygotować na to, że pik zachorowań jest przed nami. Nasze działania – miejmy nadzieję – spowodują, że ten najgorszy okres przejdziemy bezpieczniej niż inne kraje UE. Nie chcemy podejmować dramatycznych decyzji, jak we Włoszech czy Hiszpanii, gdzie decydują, który pacjent powinien mieć intensywną terapię, który nie. To dramat.

 

Ten pik nastąpi przed świętami, czy po? Po świętach uczniowie będą mogli wrócić do szkół?

- Trudno symulować zachowanie epidemii. Szacujemy, że koniec marca, początek kwietnia to będzie szczyt. Od nas wszystko jednak zależy. Jak będziemy zdyscyplinowani, możemy przejść to łagodnie i myśleć, że niedługo życie wróci do normy.