Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z posłem Nowoczesnej, Jerzym Meysztowiczem.
Nauczycielscy związkowcy rozpoczęli wczoraj okupację siedziby małopolskiego kuratorium oświaty w Krakowie. Co ciekawe, nie są to związkowcy z ZNP, ale z Solidarności. Jak zapowiadają, będą czekać dzień i noc aż przyjedzie do ich premier lub minister edukacji, żeby porozmawiać o ich postulatach, między innymi podwyżkach płac. To oznacza, że także Solidarność straciła cierpliwość w sporze z rządem, jeśli chodzi o sektor nauczycieli?
- Ten romans Solidarności z rządem PiS wszystkim wyszedł bokiem. Solidarność się zorientowała, że to nie jest partner do rozmowy. Solidarność nauczycielska zobaczyła, że głównym związkiem jest ZNP. Oni zabiegają o poprawę sytuacji. Były próby powstrzymania Solidarności przed przyłączeniem się do ogólnopolskiego strajku, ale ci nauczyciele są takimi samymi nauczycielami, którzy są w innych związkach. Oni mają takie same problemy finansowe. Nie dziwię się, że członkowie Solidarności powiedzieli dosyć. Te działania są wspólne. Oni działają o te same sprawy, żeby pensje nauczycieli były godne. Nie dziwię się tej determinacji. Wszyscy mają dosyć minister Zalewskiej i jej obietnic bez pokrycia. Jak można traktować poważnie wypowiedzi przedstawicieli PiS, którzy mówią, że mają 42 miliony, które będą rozdawać, ale nauczyciele nie mogą się doczekać pieniędzy? Jak można poważnie traktować deklaracje, kiedy mówi się, że sytuacja gospodarcza jest wspaniała, ale oni nie mogą się doprosić o zasłużone pieniądze?
Może to też szansa na to, żeby sytuację rozwiązać, osiągnąć przełom, bez czekania w wielkim stresie dzieci i rodziców na strajk tuż przed egzaminami? Szefowa nauczycielskiej Solidarności w Małopolsce Agata Łyko mówi, że sprawy dorosłych, powinni załatwiać dorośli. Nie należy w nie plątać dzieci.
- To fakt, że negatywne skutki strajku dla młodzieży będą. Determinacja jest jednak wielka. Próby porozumienia się z rządem nie przyniosły skutku. Za bałagan jest odpowiedzialna minister Zalewska, która teraz ucieka do Brukseli, żeby nie brać odpowiedzialności za to, co się stanie jesienią. Do tego jest pani kurator Nowak. Osoba na tym stanowisku zawiodła i jest nieporozumieniem. Jednak nic. Nie sądzę, żeby premier przyjechał do strajkujących. Determinacja jest. Postulaty, które się pojawiły, są płacowe. Pytanie, czy te żądania zostaną spełnione. Jakby rząd się porozumiał na bazie tego strajku w Krakowie, byłoby to oszustwo. Z ZNP nie rozmawia, ale dogaduje się z sekcją nauczycielską Solidarności i pokazuje, że Solidarność jest tym związkiem, z którym się można dogadywać. To dzielenie Polaków. Oni chcą pokazać, że ten związek jest be, ten fajny. Na postulaty tego związku będą reagować? Myślę, że nauczyciele to jedna grupa. Ta akcja będzie wzmocnieniem tego, co zostało ogłoszone. Czekamy na wynik referendum. Według mnie 80% szkół do strajku pewnie przystąpi. Mam nadzieję, że odpowiedzialność nauczycieli i osób odpowiedzialnych za oświatę doprowadzi do tego, że będzie ewentualny termin rezerwowy, który jest w kalendarzu. To byłby termin, w którym te wszystkie dzieci będą mogły zdać. Da się to pogodzić. Wszystko zależy od rozsądku rządzących.
Póki co przepisy nie przewidują możliwości przesunięcia egzaminu na inny termin z powodu strajku. Wczoraj wicepremier Jarosław Gowin mówił w tym studiu, że gdyby się okazało, że do porozumienia nie dojdzie, rząd weźmie na siebie odpowiedzialność za bezpieczne przeprowadzenie egzaminów. Rzeczpospolita pisze, że jest przygotowywana zmiana przepisów, które pozwolą zasiąść w komisjach egzaminacyjnym pedagogom z innych szkół i nawet emerytom. Rząd wysyła sygnał, że nie będą rozmawiać z pistoletem strajkowym przy głowie?
- Te rozmowy były prowadzone od miesięcy. Minister Zalewska lekceważyła te postulaty. Czary goryczy dolały wypowiedzi przedstawicieli PiS, informacja o miliardach do wydania. Potem były informacje, że oni mają tyle wolnego i zarabiają tyle, ile parlamentarzyści. To oburzające. To się rozmija z prawdą. Nie dziwię się, że ta akcja jest coraz ostrzejsza. Nie wiem, czy są w stanie teraz rządzący się dogadać z nauczycielami. Mam nadzieję, że oni wywalczą to, co im się należy i dzieciaki nie ucierpią.
Zapytam o warszawską deklarację LGBT. Wczoraj rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak mówił, że w deklaracji niepokoi go potencjalne naruszenie konstytucji, ściślej przepisów dotyczących prawa rodziców do wychowania dziecka zgodnie z własnymi poglądami. W tym sensie decyzja prezydenta Warszawy o przyjęciu tej deklaracji była politycznym błędem? On zirytował wielu rodziców, bez znaczenia na ich poglądy polityczne?
- To jest przesadzone i wykorzystane politycznie. Deklaracja niczego nie przesądza. Ona mówi, że należy chronić osoby, które mają inną orientację seksualną. Ona nie mówi, że zmieni się program nauczania w szkole. Edukacja seksualna jest w szkole. Pytanie, czy odpowiednio przygotowana. Nikt nie zamierza wcześniej tego wprowadzać. Teraz jest od 4 klasy. Ta akcja wynika z tego, że PiS wpadło na pomysł, żeby zrobić wroga, z którym będą walczyć. Atak na Rafała Trzaskowskiego nie jest zrozumiały. To jest wykorzystywane politycznie. Jeżeli w Jasionce nie mówiło się o gospodarce, strajku nauczycieli, ale o LGBT to jest to cyniczna gra PiS. Nie dajmy się omamić. Trzeba się pochylić nad tymi osobami, zadbać, żeby młodzi, którzy czują, że są trochę odmienni, czuli akceptację w szkole. Dochodzi do tragedii, wielu rodziców nie akceptuje tego. Trzeba rozmawiać, ale normalnie. Ta deklaracja była określeniem woli działania. Ona nie przesądza jak to ma wyglądać. To gra polityczna. PiS sprytnie to zrobiło. Najpierw byli uchodźcy, teraz środowisko LGBT. Ten podział jest korzystny dla PiS. Oni przykryli swoje afery i chcą okazać, że to jest ich przekaz. Co ma piernik do wiatraka? Mówi się o tym w czasie kampanii do Parlamentu Europejskiego. To cynizm i obłuda.
Jutro, w czasie posiedzenia Sejmu, czeka nas kolejna odsłona sporu o zakaz handlu w niedzielę? Ma być procedowana zmiana ustawy, która będzie zabraniać handlu placówkom pocztowym. Mówi się o tej nowelizacji „Lex Żabka”.
- W tej chwili rządzący widzą, że Solidarność ma coraz większe pretensje. Dlatego chcą zrealizować jeden z ich postulatów, czyli zakaz handlu w niedzielę. My byliśmy przeciwni. Nowoczesna złożyła dwa projekty. W listopadzie 2017 roku projekt, który zapewniał zmiany w kodeksie pracy. One dawały wszystkim pracownikom dwie wolne niedziele. To optymalne rozwiązanie. Nie ograniczamy się do tych, którzy pracują w handlu. Ustawa obejmowała wszystkich pracujących. To Solidarność zanegowała. To działanie niezrozumiałe. Ustawa zabezpieczała wszystkich. Ograniczenie handlu w niedzielę miało pomóc małym sklepom. Kilkanaście tysięcy z nich zamknięto.
Jutro spodziewa się pan zaostrzenia przepisów, czy przeciwnie? Premier Morawiecki niedawno powiedział, że ustawa o handlu w niedzielę nie spełniła wszystkich oczekiwań. Może przygotowuje grunt do liberalizacji przepisów?
- Dzisiaj jest spotkanie i debata o 11:00. Będę tam. Będziemy rozmawiać o skutkach zakazu handlu w niedzielę. Dla nas to negatywne działanie. Ta ustawa nie spełniła oczekiwań. Trzeba się zastanowić jak wyjść z tej nierozsądnej regulacji. Jak to pójdzie? Trudno powiedzieć. Wiem, że Solidarność naciska na rząd. Zobaczymy jaki to da efekt. Należy jak najszybciej się z tego wycofać. Złożyliśmy drugą ustawę miesiąc temu, która przywraca handel w niedzielę. Połączenie tych dwóch naszych ustaw byłoby dobre. Wtedy pracownicy będą mieli dwie niedziele wolne, ale handel będzie.
Jak przyjął pan informację o tym, że Ryszard Petru - twórca Nowoczesnej, partii, która powstawała na krytyce PO – chce wejść w szeregi PO? Napisał o tym tygodnik Wprost.
- Nie zawsze te informacje się sprawdzają. Warto zapytać Ryszarda Petru. On zadeklarował, że partia Teraz wejdzie do Koalicji Europejskiej. Problem w tym, że Joanna Scheuring-Wielgus będzie pewnie startować z partii Roberta Biedronia.
Czyli partia Teraz właściwie przestała istnieć?
- W sumie to współzałożycielka Teraz. Jak ona będzie tam startować, byłoby to rozjechanie się. Nie wiem jak przebiegają rozmowy Ryszarda Petru z PO. Była sugestia Ryszarda Petru, żeby połączyć klub parlamentarny Nowoczesnej z kołem Teraz. Jak Joanna Scheuring-Wielgus wyjdzie z koła to koło przestanie istnieć. Ono musi mieć 3 posłów.
Pan pozostaje w Nowoczesnej, czy przechodzi do PO?
- Ja nie wybieram się nigdzie. Nowoczesna jest Polsce potrzebna. To partia, która broni interesów ludzi pracujących, kreatywnych, którzy zakładają biznesy, nie patrzą się na budżet. Będę wierny tym zasadom, które nam przyświecały, gdy powoływaliśmy Nowoczesną.