Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłanką ruchu Kukiz'15, Agnieszką Ścigaj.

 

Jak pani tłumaczy finansowe zamieszanie wokół projektu ustawy 500+? Najpierw ministerstwo finansów zgłasza zastrzeżenia, brakuje ponad 200 milionów. W południe jest już wszystko policzone. Dobrze policzone, źle policzone?

- Trudno się odnosić do tych różnic. One wynikają też z tego, że do końca nie wiemy, ile rodzin się zgłosi po to świadczenie. Wokół tej ustawy jest dużo więcej zamieszania niż same pomyłki budżetowe. Te pomyłki mają oczywiście duże znaczenie. Rząd zapewnia, że pieniądze są, ale budżet wygląda źle. Pieniądze są na podstawie założeń, które mają spłynąć do budżetu. Wokół tej ustawy jest dużo kontrowersji. Ja mam sama dużo wątpliwości, które nie przekonują mnie, że ten ważny cel zostanie zrealizowany.

 

Jakie ma pani wątpliwości?

- Przede wszystkim takie, które się wiążą z tym, że w Polsce rodzinom nie trzeba jałmużny. Ludzie chcą godnie zarabiać. Nie trzeba im najpierw zabierać pieniędzy a potem łaskawie dawać. Ludzie w Polsce za pracę są karani. 60-70% to koszta pracy. W Polsce praca się opłaca? Przecież to jest wartość sama w sobie. Chcemy pracować a nie otrzymywać pieniądze.

 

Mamy też takie zastrzeżenia do tego programu, że może on sprawić, iż dojdzie do dezaktywacji kobiet na rynku pracy. Jak pani to ocenia? Jak część kobiet dostanie pieniądze z programu, to niechętnie będzie myślała o pracy?

- Może tak się zdarzyć. Wrócę do mojej myśli. To, że kobiety mogłyby podejmować decyzję pod wpływem zasiłku, nie wynika z tego, że one pracy nie potrzebują albo jest im tak wygodnie. W Polsce zwyczajnie uczciwa, dobra praca się nie opłaca. Jeżeli kobieta może zarobić 1300 złotych ciężką pracą, z tego pracodawca ma 2500 złotych kosztów, to opłaca się ciężko pracować kobiecie? Jak takie decyzje kobiety podejmą, to właśnie z tego tytułu. To nie jest dobre. Nie zgadzam się panią minister, która twierdzi, że nic się nie wydarzy, jak kobieta na kilka lat zrezygnuje z pracy. Koszty powrotu na rynek pracy są większe niż to, żeby ułatwić prace takiej kobiecie, nawet podczas zajmowania się dziećmi. Jak kobieta ma małe dzieci, to może być uzasadnione. Matka jest dzieciom potrzebna. Jednak jak kobieta rezygnuje z pracy, bo ma do wyboru pracę za 1200 złotych i tyle samo dostanie a ma dzieci nastoletnie, to co? Rezygnuje na parę lat i próbuje wrócić. Jej kwalifikacje się dezaktualizują. Trzeba dość dużo pieniędzy poświecić, żeby ona się odnalazła na rynku pracy. To nie jest dobra motywacja, żebyśmy liczyli na to, że nic się nie stanie, że kobiety zostaną w domu.

 

Pani zajmowała się aktywizacją bezrobotnych. Czyli ten program ma dobre intencje, ale może mieć złe skutki?

- Tak. Intencje są dobre, ale wykonanie fatalne. Za duże są koszty obsługi. Wystarczy nie zabierać z wynagrodzenia 500 złotych a nie przepuszczać tego przez system. Zabieramy 700 złotych, dajemy 500 i włączamy w to urzędników. Wykonanie jest fatalne. Prostsze jest zmniejszenie obciążeń kosztów pracy.

 

Kupcy z Polskiej Izby Handlowej przekonują, że nowy podatek dla firm handlowych uderzy najbardziej w średnie, polskie firmy. Jak pani ocenia pierwsze zapisy ustawy?

- Nie znamy szczegółów. Te rozmowy i ostrzeżenia kupców są słuszne. Jednak boję się paniki, która towarzyszyła opodatkowaniu banków. My też mówiliśmy, że powinno być większe opodatkowanie dużych sieci, bo mali przedsiębiorcy na tym stracili. Proszę popatrzeć, ile sklepów padło. Mamy za to market za marketem. Jak poznamy szczegóły, to się odniesiemy. Ważne jest to, co mówią kupcy. Jednak podeszłabym ostrożnie. Nie możemy się poddać naciskom, które mówią, żeby nie było podatków dla dużych sieci czy banków, bo zapłacą za to klienci. Poczekajmy na ustawę.

 

Eksperci mówią, że jak podatek obejmie e-sklepy, to sprawi, że zostaną one wyprowadzone zagranice. Można narobić więcej szkody?

- Tu się zgadzam. Nie potrafię znaleźć uzasadnienia, dlaczego e-skelpy mają tym być objęte. One będą wyprowadzone zagranicę.

 

O 9.00 minister Waszczykowski wygłosi swoje expose, dotyczące polityki międzynarodowej. Wcześniej poseł Apel z ruchu Kukiz'15 przekonywał, że polska dyplomacja jest fatalna i posłowie ruchu rozważają wotum nieufności dla ministra. Co by pani chciała usłyszeć po 9.00?

- Przede wszystkim chciałabym otrzymać jasny komunikat. Fatalna w naszej dyplomacji jest niespójność przekazów. Jest wersja prezydenta, pana Ziobro, pani premier i szefa dyplomacji. Proszę pomyśleć, jaki jest tego odbiór. W sprawie imigrantów jakie będą kwoty? Słyszymy, że rząd obecny kontynuuje fatalne decyzje poprzedniego rządu. Jakie były te decyzje? Nikt do końca nie wie. Słyszymy różne kwoty imigrantów i różne wersje, także ze strony rządowej. Nie ma czytelnych komunikatów do ludzi i do parlamentarzystów. My się dowiadujemy o tym z mediów czy Facebooka. Zamieszanie wynika z dezinformacji. To jest proste. Trzeba powiedzieć jasno, jakie jest nasze spójne stanowisko. Ta niewiedza budzi obawy. Mamy poczucie, że nikt w dyplomacji się ze sobą nie komunikuje. Co do stanowiska klubu ws. wotum zaufania to nie jest to wspólne stanowisko klubu. Poczekajmy na tę wypowiedź. Może będą spójne komunikaty.

 

Wspomniała pani imigrantów. Kukiz'15 nadal zbiera podpisy ws. referendum? Kiedy taki wniosek mógłby się pojawić?

- Oczywiście. Szybko nam to idzie. Dużo obywateli się zgłasza i mamy wielu wolontariuszy. Jesteśmy w połowie. Mamy dużo podpisów. Nie umiem podać daty, ale to dla nas ważna sprawa. Musimy mieć możliwość decydowania, czy zapraszamy gości do domu czy nie.