Kiedy idę na pobliski Kazimierz, ostatnim zielonym miejscem jest kolejowy nasyp. Już niedługo. Ta, porośnięta drzewami i krzewami, naturalna granica Kazimierza i Grzegórzek, niedługo zamieni się w betonową estakadę.

Sam Kazimierz jest gęsto zabudowaną dzielnicą, z której znika zieleń i mieszkańcy. W ciągu kilku lat ich liczba z 15 tys. zmalała do 10 tys. A resztki zieleni? Niebawem zostanie zapewne tylko Cmentarz Remuh i - niedostępne dla ludzi - klasztorne ogrody.

W pobliżu Krakowskiej był porośnięty drzewami skwer z ogródkiem dla dzieci. Drzewa i dzieci zniknęły - stoi tam kolejny dom. Przy ul. Jakuba był skwer, na którym rosły stare topole. Niedawno topole wycięto, żeby zrobiły miejsce pod... no pod co?

Mieszkańcom udostępniono plan zagospodarowania przestrzennego Kazimierza. Wynika z niego, że w zwartą zabudowę malutkiej dzielnicy, wciśniętych zostanie kolejnych 58 budynków. Oczywiście w takim wypadku obowiązują konsultacje społeczne, więc wszystko odbywa się zgodnie z prawem.

Plan jest w Biuletynie Informacji Publicznej i zostaje wyłożony na miesiąc w Biurze Planowania Przestrzennego, przy ul. Sarego. Niestety, niewielu mieszkańców w ogóle wie, że jest coś takiego jak BIP, niewielu potrafi zrozumieć hermetyczny język informacji i przebić się przez jej kilkadziesiąt stron, czy odczytać mapy. Gdy przed oknem wyrasta im nowy budynek zasłaniając światło, odcinając powietrze i przestrzeń, niszcząc zieleń, jest już za późno.

Dlatego w poniedziałkowych konsultacjach z mieszkańcami zjawiło się ok.10 osób. Urzędnicy stwierdzili, że przychodzą ci, którzy protestują, a ci, którzy się zgadzają, zostają w domach. Nie, Drodzy Państwo. W domach zostali ci, którzy o sprawie nie mają zielonego / nomen omen/ pojęcia. Bo o rzeczach tak istotnych dla przyszłości dzielnicy należy poinformować wszystkich  - za pomocą listów, lub ogłoszeń w każdej bramie. Jeśli można wrzucać do skrzynek wszystkich krakowian informacje o trasie Cracovia Maraton, to chyba ważniejsze jest poinformowanie co się stanie z ich najbliższym otoczeniem, nie przez kilka godzin, ale na zawsze.

Podczas konsultacji, urzędnicy w miły i grzeczny sposób, starali się nie odpowiedzieć konkretnie na żadne z pytań, czy zarzutów / przeciez można złożyć protest, na który pan prezydent odpowie w ciągu 21 dni/. I wtedy pojawił się pan, który stwierdził, że na Kazimierzu jest za dużo zieleni i za mało budynków. a na ul. Dietla można zlikwidować planty, " odsunąć" - jak powiedział - zieleń pod kamienice i zrobić na środku parking. Na koniec dodał, że jest uczulony na olchy, więc trzeba je wyciąć.

Pan - nazwijmy go umownie - Erlkönig, swoim kabaretowym wystąpieniem, skutecznie zagadał poważną dyskusję. Tak skutecznie, że nasuwa się pytanie, czy był to jedynie - cytując poetę - " sen wariata śniony nieprzytomnie", czy przemyślana strategia kogoś, kto ma interes w zabudowie Kazimierza ?

Na pytanie o zabudowę działki przy Jakuba, usłyszeliśmy odpowiedź, że to działka prywatna, więc miasto nie ma z tym niczego wspólnego. Doprawdy? A  kto wydał "wuzetkę" ? Jakub, rabin Remuh, czy konkretny urzędnik?

Niebawem kolejny budynek zostanie wciśnięty m.inn w podwórko między Szeroką, Józefa a kilkumetrową Lewkowa. Zniknie jeden z ostatnich skrawków zieleni.

Patrzmy urzędnikom na ręce i ratujmy Kazimierz!

 

Zobacz także: Jak powinien wyglądać krakowski Kazimierz? Trwają konsultacje społeczne