Znają je wszyscy bywalcy festiwalu Wawel o zmierzchu, bo podczas wieczornych koncertów na zamkowym dziedzińcu, dołączają się do muzyków, a nawet usiłują ich zagłuszyć - często skutecznie. Upodobały sobie okolice Wawelu, ale w ogóle upodobały sobie Kraków. Szczególnie aktywne są wieczorami, kiedy nad naszymi głowami wykonują swój radosny taniec. Uwielbiają latać wokół mojego domu, zawracają czasem pół metra od balkonu tak, że przez ułamek sekundy możemy spojrzeć sobie w oczy.
Nazywa się jerzykiem zwyczajnym, choć jest zupełnie niezwykły. Całe życie spędza w powietrzu. W powietrzu je i rozmnaża się, a nawet śpi, unosząc jak szybowiec. W powietrzu też zbiera materiały na gniazdo, bo przysiada tylko po to, by złożyć jaja i wychować młode, co utrudniamy mu coraz bardziej, zamurowując wszystkie możliwe szczeliny w murze i pod dachami. Nie róbmy tego, bo Pan Jerzyk jest nie tylko śliczny i sympatyczny, ale też bardzo pożyteczny - w okresie lęgowym zjada podobno...80 kg owadów - dziennie około 20 000 sztuk tych szczególnie dla nas uciążliwych, czyli komarów, much i meszek. Coś w tym jest, bo wokół mojego domu owadów prawie nie ma. Pan Jerzyk ma ogromny apetyt, bo lata jak szalony - z szybkością do 200 km/godz, a gdy pożywienia brakuje, potrafi polecieć sobie kilkaset kilometrów od "domu" na obiad. A na zimę odlatuje aż do południowej Afryki...