Tylko co z głupotą, bezmyślnością i brakiem odpowiedzialności? Też to, co zwykle. Oto przykłady z dwóch ostatnich dni.

Bank: kasjerka zanosi się kaszlem. Kaszle w dłonie, którymi następnie liczy pieniądze. Klienci przyglądają się temu z przerażeniem, w końcu do kasjerki podchodzi jej przełożona i pyta kiedy wreszcie pójdzie do lekarza.

Piekarnia: chleby i ciasta sprzedają dwie panie. Ręką w rękawiczce podają pieczywo i słodycze i tą samą ręką w tej samej rękawiczce odbierają i wydają pieniądze. W innej piekarni, tuż obok tamtej, też sprzedają dwie panie. Jedna wydaje pieczywo, druga zajmuje się pieniędzmi. Można? Tak, tylko trzeba pomyśleć.

Poczta: klientka stoi przy okienku, starsza pani prawie leży jej na plecach, choć wyraźnie narysowana jest linia, za którą powinna stać kolejka. Leżenie na plecach widocznie przyspiesza obsługę. Starsza pani zaczyna kichać. Pani obsługiwana wlaśnie przy okienku ma całą szyję splutą. Ręce opadają...

Już od kilku dni z półek znikają mydła, żele bakteryjne, o kupnie maseczek nie ma mowy. Taksówkarz mówi, że ludzie zaczęli się myć, co wyraźnie czuje. Może przynajmniej zmienią się nawyki i zostaną na dłużej, bo - według badań - tylko 25% Polaków myje ręce po skorzystaniu z toalety. Strach pomyśleć, że w tych 75 procentach muszą być również ci, którzy podają nam jedzenie w sklepach i restauracjach.

Sklep niewielki: na półce stoi ostatni, samotny płyn do dezynfekcji. W jego kierunku zmierza, lekko utykając, starsza pani. Wyprzedza ją młody człowiek, porywa płyn i - obrzuciwszy staruszkę pogardliwym spojrzeniem - oddala się w stronę kasy.

Sklep duży, wtorek wieczorem: jeszcze względnie spokojnie, choć półki wyraźnie pustoszeją. Kupuję kilka rzeczy, przy sąsiedniej kasie stoi pan z wielkim wózkiem wypełnionym po brzegi. Kasjerka uśmiecha się do mnie i mówi, że to nic - przed chwilą u niej klient zrobił zakupy za 850 złotych. Co ci ludzie zrobią z tymi górami jedzenia? Przeterminowane wyrzucą, resztę zjedzą mole spożywcze.

Sklep duży ten sam, środowe przedpołudnie: szaleństwo - tłumy biegających ludzi, ciągnących po dwa, trzy wózki. Kolejki do kas sięgają połowy sklepu. Na szczęście przy automatycznych kasach prawie pusto. Kupuję pięć rzeczy - niestety z czterech automat nie odczytuje kodów kreskowych, muszę je wpisywać na ekranie ręcznie. Osoby, które używają okularów do czytania, są wykluczone, bo nikt raczej takich okularów na zakupy nie zabiera, a cyferki na kodach są malutkie.

W mediach społecznościowych: młodzi ludzie, którzy właśnie dostali niespodziewanie, wolne dwa tygodnie, umawiają się na wycieczki i imprezy. To nie zabawa, trochę odpowiedzialności za siebie i innych. Również za dziadków, którzy ewentualnego zarażenia mogą po prostu nie przeżyć!

W tym obłędzie jedna dobra informacja - gdzieś w sieci, ktoś wrzucił zdjęcie napisanej odręcznie kartki - drodzy sąsiedzi seniorzy, jeśli boicie się z powodu koronawirusa wyjść do sklepu, zapukajcie do drzwi nr 17.  I od razu cieplej się robi na sercu.

Rozejrzyjmy się wokół, czy ktoś starszy, samotny, może przerażony, nie potrzebuje naszej pomocy. Koronawirus przeminie, przyzwoitość pozostanie.