W Międzynarodowym Dniu Teatru, który przypadał 27 marca wiele instytucji kultury przygotowało dla widzów internetowe atrakcje. Wybrałam trzy z nich, które mnie najbardziej interesowały. Były to: „Jezioro łabędzie” spektakl baletowy Teatru Bolszoj (niestety nie obejrzałam, bo spóźniłam się, gdyż nie doczytałam, że początek transmisji był podany w czasie moskiewskim),  premiera „Fantazji o Ludwiczku” przygotowana przez artystów Teatru Słowackiego (małe, zabawne przedstawienie, w którym punktem wyjścia jest Beethoven i jego twórczość, zrobione teraz, na szybko, trochę w domowych warunkach; ale dobry pomysł, fajna realizacja i ciekawy efekt) oraz premiera na kanale YT operetki Karola Szymanowskiego „Loteria na mężów, czyli narzeczony nr 69”. Ten spektakl Opery Krakowskiej miał swoją premierę 13 lat temu, wtedy też był nagrany i sprzedawany na płytach DVD, a w czwartek to nagranie z 2007 toku trafiło na kanał YT.

Oglądałam Szymanowskiego na YT, a wraz ze mną około 300 osób. Na czacie widać było, że ogląda także młodzież ze szkół wraz ze swoimi nauczycielami. To cieszy. Bo znaczy, ze transmisja spełniała też role edukacyjną.

Szymanowski i operetka, czy to możliwe? A jednak. Któż sądził, że bardzo poważny Karol Szymanowski, ojciec polskiej muzyki XX wieku, autor impresjonistycznych „Mitów” i poruszającego „Stabat Mater” napisał w młodości frywolną operetkę? A jednak napisał. Co prawda tylko raz, ale napisał, choć nie pod swoim nazwiskiem, ale pod pseudonimem „Whitney”. Miał wtedy zaledwie 26 lat. Utwór, skomponowany w formie wodewilu, pełen ciekawej muzyki, w której odnaleźć można zabawne kuplety, oraz tańce np. walc, miał służyć podreperowaniu budżetu kompozytora. Niestety, utwór nigdy nie pojawił się na scenie. W dwa lata po śmierci Szymanowskiego, w 1939 roku  Polskie Radio chciało zaprezentować fragmenty tej operetki, ale nic z tego nie wyszło. Dopiero Grzegorz Fitelberg w 1952 roku nagrał z orkiestrą trzy numery z tego utworu.

Autorem oryginalnego libretta (wtedy pod tytułem „Główna wygrana”) i zachowanych do dzisiaj w partyturze tekstów śpiewanych był Julian Krzewiński-Maszyński, artysta operetki lwowskiej, wzięty autor wielu librett komicznych i operetkowych. Niestety pełne libretto „Loterii…” nie zachowało się, zaginęły teksty mówione i pozostały tylko numery muzyczne.

Nowe libretto, które powiązało to co zostało, stworzył Wojciech Graniczewski, krakowski dramaturg i reżyser. Spektakl „Loteria na mężów, czyli narzeczony nr 69” miał swoją światową premierę w ramach Festiwalu Muzyki Polskiej w Teatrze Słowackiego, bo tam przez kilkadziesiąt lat działała Opera, i właśnie nagranie z tej sceny oglądaliśmy na You Tube.

Dodam, że doprowadzenie do prapremiery operetki Szymanowskiego to wielka zasługa  Andrzeja Kosowskiego, ówczesnego szefa Festiwalu Muzyki Polskiej i Polskiego Wydawnictwa Muzycznego, Teresy Chylińskiej niezwykłej muzykolog, znawczyni twórczości Karola Szymanowskiego, autorki wielu książek o Szymanowskim, Józefa Opalskiego reżysera tego przedsięwzięcia, ale przede wszystkim Wojciecha Graniczewskiego, który wymyślił niezwykle ciekawą akcję dramatyczną, zachowując wszystkie muzyczne numery Szymanowskiego.

A było to wielkie wyzwanie. Wyobraźmy to sobie: oto do naszych czasów zachowała się partytura a w niej numery śpiewane, które miały wpisany tekst. Z tych tekstów trudno było wywnioskować jaka była to historia, bo też wszystkie w treści trochę nie pasowały do siebie i trudno bardzo było je złożyć w jedną logiczną całość. Trzeba było napisać nowe libretto tak, aby to co zostało miało swoje uzasadnione miejsce w akcji całości. Co ważne, nie chodziło o to aby próbować odtworzyć historie, do której powstała muzyka Szymanowskiego, tylko aby stworzyć nową wiarygodną opowieść, która połączy wszystkie zachowane elementy.

I to się świetnie udało. Wojciech Graniczewski stworzył teatr w teatrze. Trzy dziewczyny spotykają się na strychu willi swojego zmarłego wuja, by uczestniczyć w otwarciu testamentu. Decyzje wuja o podziale majątku i miejscu odczytania testamentu, są dla nich zaskoczeniem. Postanawiają więc przeszukać strych, bo pewnie wuj zebrał je po to w tym miejscu by dać im jakieś wskazówki. I tak zaczyna się szalona historia, a dziewczyny odkrywają losy swoich dziadków, którzy wzięli udział za młodu w loterii na mężów.

Opowiadać nie będę, bo spektakl ten można obejrzeć w Internecie na kanale YT. Sprytnie wymyślona historia do dziś bawi i choć inscenizacja jest z 2007 roku to nic, a nic się nie zestarzała. Bawi inteligentnym dowcipem i zaskakującymi zwrotami akcji. Te 13 lat temu obejrzałam premierę i byłam zachwycona pomysłem tego spektaklu; wczoraj obejrzałam ponownie i sprawiło mi to także wiele radości. Do tego jeszcze piękne kostiumy Agaty Dudy-Gracz, białoczarne z czerwonymi elementami (np. czerwony błyszczący frak impresaria – w tej roli świetny Andrzej Biegun).

Bardzo ciekawa jest muzyka. Brzmi lekko, przyjemnie, a niektóre arie są materiałem na wielkie szlagiery. Ta muzyka to zupełnie inna twarz Karola Szymanowskiego;  to oblicze człowieka pełnego humoru, bawiącego się konwencjami, piszącego operetkę, a wręcz trochę jej pastisz. „Komizm mię pociąga i nigdy nie miałem sposobności go wykorzystać – nie mogę być ciągle taki uroczysty, jak w Stabat czy w Rogerze, to bardzo męczące. Czuję, że muszę wytchnąć, trochę się muzycznie wyśmiać”. Co prawda pisał to Szymanowski do Grzegorza Fitelberga w 10 lat po napisaniu operetki, ale jednak jest to dowód na to, że humor był dla kompozytora istotny w życiu.

Teresa Chylińska o tej operetce mówiła: „Jest w tej muzyce dowcip, groteska, zręczna, muzyczna charakterystyka postaci, melodie żywe, niekiedy niezwykle ujmujące, nigdy niepozujące na umowną operetkowość. Partytura, choć przeznaczona na dużą orkiestrę, nie jest instrumentalnie przeciążona, kompozytor chętnie wykorzystuje zespół kameralnie, dla osiągnięcia większej wyrazistości i plastyczności charakterystyki”.

Orkiestrę poprowadził Piotr Sułkowski. Świetni wykonawcy, i aktorzy, i śpiewacy m.in.: Dagmar Bilińska, Iwona Buchner, Katarzyna Krzanowska, Małgorzata Kochan-Dziwisz, Andrzej Biegun, Kazimierz Różewicz,  Ryszard Kalus, Adam Sobierajski, Monika Swarowska-Walawska,  czy świetny w roli Sherlocka Holmesa – Jan Nosal.

Dużo śmiechu i zabawy, warto!

Ps. I tylko żal, że ten zgrabny spektakl nie jest utrzymywany w repertuarze Opery Krakowskiej. Bo przecież czym nasza opera ma konkurować z innymi teatrami? Czym ma się od nich odróżniać? „Carmen”? No nie, tylko takim Szymanowskim, którego nie mają inne sceny.