I właśnie tę odwagę miał Marcin Świątkiewicz, klawesynista, wychowanek katowickiej Akademii Muzycznej, artysta już dobrze znany i uznany choć młody; laureat Paszportu Polityki z roku 2015, który to wyróżnienie otrzymał „za wrażliwość i muzyczną erudycję, za błyskotliwe interpretacje, za wszechstronność, która pozwala mu zarówno być wybitnym solistą, jak też twórczo pracować w zespołach barokowych w kraju i na świecie".

To uzasadnienie, choć sprzed kilku lat, najlepiej opisuje działalność muzyka, który regularnie współpracuje z takimi zespołami jak m.in.: Brecon Baroque, Arte dei Suonatori, {oh!} Orkiestra Historyczna czy Capella Cracoviensis. Podejrzewam, że wszyscy którzy interesują się muzyką barokową znają już dobrze Marcina Świątkiewicza z wielu koncertów (m.in. festiwali: Actus Humanus, Opera Rara), a także z płyt. Pamiętamy jego solowy album z koncertami klawesynowymi Müthela nagrodzony Diapason d'Or, album Cromatica, który zebrał wiele nagród czy Sonaty różańcowe Bibera, (razem z Rachel Podger i Davidem Millerem) za co otrzymał Gramophone Award.

Wariacje Goldbergowskie w interpretacji Marcina Świątkiewicza wydane zostały przez wytwórnię Rubicon. Muzyk, który słynie z zainteresowania grą na różnych klawesynach i klawikordach, a także na historycznych fortepianach, zdecydował się nagrać arcydzieło Bacha na wybudowanym w 2016 roku klawesynie z pedałowym mechanizmem do zmian rejestrów, autorstwa Matthiasa Kramera, wzorowanym na konstrukcjach XVIII-wiecznych budowniczych niemieckich: Christiana Zella i Hieronymusa Hassa.

Niezwykle pięknie brzmi ten instrument. Nawet dla mnie Guldystki, dla której Wariacje Goldbergowskie w wykonaniu właśnie Glenna Goulda na współczesnym fortepianie (te wcześniejsze, bo nagrał dwa razy) są wyznacznikiem doskonałości. A mimo moich upodobań muzycznych, wykonanie Marcina Świątkiewicza przyciągnęło moją uwagę. Klawesynista odnalazł niezwykłą wręcz kolorystykę w brzmieniu instrumentu, która nadała tym wariacjom ogromnej plastyczności. A przez to zróżnicowanie kolorystyczne utwór stał się bardzo bogaty emocjonalnie. I do tego ten wirtuozerski popis, którego Bach wymaga od instrumentalisty, okazał się fascynujący.

Wariacje Goldbergowskie powstały w 1741 roku. Bach miał wtedy 56 lat i napisał je dla hrabiego Hermana Karla von Keyserlinga. Legenda głosi, że wariacje te – a więc aria i 30 wariacji z powtórzoną na finał arią – miały pomóc hrabiemu w pokonywaniu bezsenności. Utwór wieczorami miał grywać Johann Gottlieb Goldberg, muzyk hrabiego, ale i jednocześnie uczeń Bacha. To od nazwiska pierwszego wykonawcy wariacje wzięły swoją nazwę.

Za każdym razem kiedy słucham tej muzyki, jest mi trudno uwierzyć, że utwór ten miał być lekiem na bezsenność. Nie wyobrażam sobie, aby ktoś mógł przy tym utworze spać. Nawet trudno jest mi pomyśleć, aby po wysłuchaniu tego utworu można było zasnąć. Co prawda Wariacje Golbergowskie otwiera spokojna Aria, będąca piękną sarabandą, ale po niej następuje 30 wariacji zupełnie nie do spania, które są różnymi formami muzycznymi (możemy tu odnaleźć tańce, kanony pisane każdy w innym interwale, fugetta). Całość zamyka ponownie pojawiająca się Aria. W tym utworze tak wiele się dzieje, że o śnie nie ma mowy.

Naukowcy i muzycy od lat tę kompozycję rozbierają na czynniki pierwsze, analizują, starają się poznać metodę, jaką użył Bach, by napisać coś, tak doskonałego. I podejrzewam, że zawsze ten utwór będzie przedmiotem drobiazgowych analiz, powrotów do Bachowskich manuskryptów, by wyczyścić ten utwór z wszelkich naleciałości interpretacyjnych nałożonych przez kolejne mody wykonawcze.

30 wariacji można podzielić na grupy, po trzy w każdej a nich. Grupę otwiera za każdym razem wariacja mająca charakter tańca (dodam, że wśród tańców można odnaleźć też poloneza), po niej następuje zawsze wariacja wirtuozowska pokazująca kunszt wykonawczy, natomiast ostatnia z każdej trójki jest kanonem. Bach genialnie to wymyślił, bo wariacje wirtuozowskie zostały ułożone od najłatwiejszej do najtrudniejszej. Kompozytor popisuje się w nich różnymi technikami – pełno tu pasaży, gdzie muzyk np. musi krzyżować dłonie, gam, ozdobników, zachwyca też bogactwo rytmów – co sprawia, że po wariacje mogą sięgnąć tylko najlepsi wykonawcy. Kanony też tu mają swoje zasady, nie tylko wewnątrz każdego z nich, ale też wobec siebie. Bo np. każdy następny napisany został w większym interwale niż poprzedni.

Wariacje Goldbergowskie są przykładem niezwykłej, wręcz matematycznej precyzji komponowania muzyki, która zachwyca różnorodnością. Ale jednocześnie w tej precyzji Bach pozostawia ogromną swobodę wykonawcy, co zapewne jest powodem ciągłego zainteresowania tym utworem.

Z jednej strony matematyczna precyzja a z drugiej swoboda, która sprawia, że pod palcami każdego artysty ten utwór brzmi inaczej.

Warto posłuchać jak to arcydzieło interpretuje Marcin Świątkiewicz, bo robi to świetnie. Polecam!