Wieczór był pokazem – na tle utworów innych kompozytorów – efektów pracy w ramach warsztatów kompozytorskich drugiej edycji Workin’Progress. Wykonawcami była Spółdzielnia Muzyczna Contemporary Ensemble, która do każdego utworu zmieniała skład. Zabrzmiały utwory takich twórców jak: Salvatore Sciarrino (Il tempo con l’obelisco) Olgierd Juzala-Deprati (Kaligrafie), Leonardo Rizzo (Un Venerdì, Franco Donatoni (Arpège), Oktawia Pączkowska (Multitude of Glittering Prisms), Michał Lazar (Łyżka). Uczelniana sala koncertowa przy ul. Św. Tomasza wypełniona została garstką zainteresowanych, w tym uczniów i pedagogów.
Atmosfera szkolnego koncertu, zapach sali koncertowej i rozmyślania nad językiem kompozytorskim młodych (zadziwiające, że nadal ich interesuje fortepian preparowany, wynalazek z lat 40. Johna Cage’a) przypomniała mi dawane lata i mojego nauczyciela, Czesława Droździewicza, legendę gitary klasycznej. Jest to dobry czas do wspominania, bo właśnie jutro, w niedzielę, 18 lutego w Krynicy-Zdrój rusza 19. edycja Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Gitarowej i Międzynarodowego Konkursu Gitarowego im. Czesława Droździewicza. Choć Czesław Droździewicz nie żyje już ponad 20 lat, uczniowie kontynuują jego dzieło. „Nie wszystek umrę” napisał Horacy i Czesław Droździewicz nie umarł, póki o nim pamiętamy i póki podziwiamy jego dzieło.
Czesława Droździewicza, Cześka, pamiętam doskonale: skromny, zawsze roześmiany, w rozpiętej kurtce, spod której wystawała marynarka, często w tenisówkach, z czarną wypchaną torbą zawieszoną na ramieniu i z papierosem w ręce. Zresztą ta torba kryła wiele niespodzianek. Większość to były nuty. Takie, jakich w Polsce wtedy nie było, zdobywane z Zachodu i odbijane na ksero, które dostawaliśmy od niego w prezencie. Ale w tej torbie znalazła się czasem zdobyczna kiełbasa czy kurczaki, z których potem przyrządzał w mieszkaniu któregoś ze swoich uczniów wspaniałe potrawy i częstował swoich uczniów i zaproszonych gości.
Miał w sobie wiele ciepła. Był przyjacielski, opiekuńczy i zawsze można było na nim polegać. Ale przede wszystkim był doskonałym nauczycielem. Potrafił wiele nauczyć a potem tak zasugerować, tak pokierować, że każdy z jego uczniów znalazł swoją zawodową drogę. Umiał zarazić pasją do muzyki, a do gitary w szczególności.
W połowie lat 80. stworzył w Krakowie rzecz niemożliwą: festiwal gitarowy, pierwsze wielkie muzyczne okno na świat. Dziś trudno uwierzyć, że nauczyciel szkoły muzycznej najpierw w Krakowie, później w Nowym Sączu, a także instruktor gitary w domu kultury, w czasach gdzie na zagraniczne połączenie telefoniczne czekało się godzinami potrafił w Krakowskim Domu Kultury „Pałac pod Baranami” zorganizować międzynarodową imprezę gitarową z gwiazdami światowej sławy. Ach co to były za festiwale! To tu przyjeżdżali artyści największej rangi, grali, prowadzili kursy mistrzowskie, pracowali w konkursowym jury. Dzięki niemu po raz pierwszy do Polski dotarły takie sławy jak m.in.: bracia Assad, Roberto Aussel, Al di Meola, John Scofield, Paco Pena, Jorge Morel, Jorge Cardoso oraz bandoneonista z kwartetu Piazzolli Juan Jose Mosalini. Zresztą to dzięki Cześkowi i jego kontaktom muzyka Astora Piazzolli zrobiła w Polsce oszałamiającą karierę.