Wojciech Rzehak i Krzysztof Głuchowski/fot. Sylwia Paszkowska
Pierwsze spotkania z Mickiewiczem: przeczytać i zapomnieć
Zazwyczaj nasze szkolne doświadczenia z "Panem Tadeuszem" nie były najlepsze. W przypadku Krzysztofa Głuchowskiego i Wojciecha Rzehaka epopeja narodowa nie była ani fascynującą lekturą młodości, ani przeżyciem, które na zawsze odcisnęło ślad w szkolnych wspomnieniach. Obaj zgodnie przyznają, że w czasach liceum dzieło Adama Mickiewicza pozostawało dla nich obce i niezrozumiałe.
Buntowałem się. Uważałem, że to nudne i nie rozumiałem, jak największa polska epopeja zaczyna się od "Litwo, ojczyzno moja". Brzmiało to jak z Monty Pythona. Stąd mój bunt, żeby tego nie czytać i wtedy nie przeczytałem – mówi Krzysztof Głuchowski.
Krzysztof Głuchowski "Pana Tadeusza" w całości przeczytał dopiero na studiach, dzięki zajęciom z Krzysztofem Globiszem. Odebrał dzieło zupełnie inaczej niż szkolni czytelnicy.
Nie pamiętam "Pana Tadeusza" z liceum. Poległem całkowicie. Dopiero na studiach sięgnąłem po epopeję. I dziś uważam, że zmuszanie dzieci w podstawówce do lektury tego tekstu jest po prostu zbrodnią. Nie mają aparatu, by to zrozumieć – mówi Wojciech Rzehak.
Obaj rozmówcy zwracają uwagę na elementy epopei, które w szkolnych interpretacjach zwykle są pomijane.
W tym tekście jest dużo przemocy i alkoholu. Nikt nie jest trzeźwy, każdy każdemu daje po pysku. Zamek w ruinie, Polska w ruinie, a wokół mit sielankowej ojczyzny – mówi Krzysztof Głuchowski.
Adam Mickiewicz sportretował Polaków ironicznie, ukazując zakłamanie i bezprawie, jakie kryło się za legendą I Rzeczypospolitej. – "Tytuł mówi wiele: ostatni zajazd na Litwie. Zajazd oznaczał gwałty, rabunki, zabójstwa. To był świat przemocy, a nie idylli" – dodaje Krzysztof Głuchowski.
(cała rozmowa do posłuchania)
Jak zmieniło się czytanie Mickiewicza?
Na przestrzeni wieku interpretacja "Pana Tadeusza" ewoluowała. Kluczową rolę odegrały w tym opracowania w serii Biblioteki Narodowej. Pierwsze wydanie ze wstępem Stanisława Pigonia, datowane na rok 1925, eksponowało wątki patriotyczne i postać księdza Robaka. Najnowsza edycja, przygotowana przez Alinę Kowalczykową, kładzie nacisk na zupełnie inne aspekty – rolę Jankiela i temat żydowski, niemal nieobecny u Pigonia. Ta zmiana pokazuje, jak bardzo paradygmat lektury Mickiewicza się przesunął.
Dawniej "Pan Tadeusz" był traktowany niemal jak religijny tekst narodowy, dziś odczytujemy go krytycznie i w nowych kontekstach. Wielka praca czeka nauczycieli, którzy żyją w czasach zmieniającego się paradygmatu czytania "Pana Tadeusza" – mówi Wojciech Rzehak.
Scena teatralna i nowe odczytanie
Reżyser Wojtek Klemm w swojej inscenizacji "Pana Tadeusza" w Teatrze Słowackiego mocno akcentuje rolę Jankiela – Żyda, który staje się jedną z nielicznych naprawdę pozytywnych postaci epopei. Paradoksalnie dwóch największych patriotów w "Panu Tadeuszu" to właśnie Jankiel i Jan Henryk Dąbrowski – Niemiec, który nie mówił po polsku. Klemm odsłania w Mickiewiczu ciemne warstwy: ruinę, molestowanie, przemoc, a także kontekst historycznego zakłamania.
Jest to smutne, że dwóch prawdziwych polskich patriotów to Jankiel i generał Jan Henryk Dąbrowski. To jest rzeczywiście ironia losu. Pan Tadeusz jest naszym nemezis – mówi Krzysztof Głuchowski.
Takie zestawienie unaocznia, że w epopei największe wartości reprezentują postaci spoza stereotypowego obrazu polskości. To przewrotne odczytanie wpisuje się w szerszą wizję Klemma, który ukazuje "Pana Tadeusza" jako tekst pełen ironii, ukrytych sensów i trudnych pytań, a nie tylko zbiór malowniczych opisów przyrody.
Wielką literaturę poznajemy po tym, że możemy się w niej przeglądać jako społeczeństwo, jako naród. Tak jest np. z "Wyzwoleniem" Wyspiańskiego – mówi Wojciech Rzehak.
"Pan Tadeusz" pozostaje arcydziełem literackiej konstrukcji i języka, ale jego siła tkwi nie w szkolnych opracowaniach, lecz w możliwości reinterpretacji. To utwór, który pozwala krytycznie spojrzeć na polskie mity, odsłania narodowe kompleksy i przypomina, że historia nigdy nie jest tak sielankowa, jak lubimy ją sobie wyobrażać. Być może właśnie w tym tkwi jego ponadczasowość, że wciąż prowokuje pytania o to, kim jesteśmy i jakie mity o sobie pielęgnujemy.