Zdjęcie ilustracyjne/Fot. pixabay
Zderzenie z rzeczywistością
Szymon nie jechał szybko. Gdy doszło do wypadku, jego licznik wskazywał zaledwie 50 km/h. Nagle z naprzeciwka kierowca dostawczaka zajechał mu drogę. Czasu na reakcję było bardzo mało.
Dostałem klasyczny lewoskręt, czyli jadąc w swoim kierunku, z naprzeciwka kierowca zajechał mi drogę. Musiałem jakoś się ratować, zostało mi tylko położyć motocykl i niestety uderzyć w tego dostawczaka. Zdążyłem nacisnąć wszystkie hamulce. Działałem bardziej automatycznie, niż myślałem, jak tego wypadku uniknąć – mówi Szymon Smółka.
Wtedy jeszcze nie wiedział, że przeżyje tylko dzięki niewiarygodnemu splotowi okoliczności. Wypadek wydarzył się niecały kilometr od jego domu, co z perspektywy czasu okazało się kluczowe. Karetka była natychmiast. W środku ortopeda, który zdiagnozował zerwane żyły i błyskawicznie podjął decyzję: nie jedziemy do najbliższego szpitala. Jedziemy na CUMRiK – krakowskie Centrum Urazowe Medycyny Ratunkowej i Katastrof.
Na miejscu był cały zespół specjalistów – naczyniowiec, ortopedzi, chirurdzy ręki. Dłoń, która wisiała jedynie na skórze i ścięgnach, dziś działa prawie normalnie. Noga, krótsza o 4,5 cm, pozwala na chodzenie, jazdę rowerem, a nawet pływanie.
Gdyby nie to, że byli tam świetni ortopedzi specjalizujący się w konkretnych obszarach, to moje obrażenia miałyby dużo większe skutki. Aktualnie po mnie praktycznie nic nie widać. Chodzę, jeżdżę na rowerze, w góry, pływam i staram się grać z synem w piłkę. Mam trochę poobijane kolana i bóle, ale to są rzeczy, których nie widać gołym okiem. Gdyby nie lekarze, ratownicy i szybkość działania wszystko mogłoby potoczyć się inaczej – mówi Szymon Smółka.
(cała rozmowa do posłuchania)
Szymon Smółka i dr Adam Pala/fot. Sylwia Paszkowska
Polacy często narzekają na system opieki zdrowotnej. Kolejki, przepełnione SOR-y, brak kadry, ale ta historia pokazuje inne oblicze - ludzi, którzy wiedzą, jak działać i kogo wezwać.
Takie słowa są dla nas największą nagrodą. W Małopolsce mamy około 150 ofiar wypadków motocyklowych, z czego ok. 10% zginie. Świetna praca ratowników, którzy są pierwsi na miejscu, wiedzą, gdzie zawieźć pacjenta, im nie można przeszkadzać, trzeba im pomagać, by mogli pracować w 100%, bo jest to straszna praca, przyjeżdżać na miejsce wypadków – mówi dr Adam Pala.
Operacja to dopiero początek
Leczenie to dopiero początek powrotu do sprawności. Najważniejsza jest rehabilitacja. To, ile pacjent odzyska sprawności, zależy od jego determinacji, ale też od dostępności dobrej opieki fizjoterapeutycznej.
Rehabilitację przechodzę cały czas. Ze szpitala wyszedłem z diagnozą, że jeżeli będę chodził o kulach, to będzie duży sukces. Ten proces trwa bardzo długo, w moim przypadku to już 9 lat – mówi Szymon Smółka.
Motocykliści to jedna z najbardziej narażonych grup na poważne urazy. Brak "pancerza" w postaci blachy samochodu sprawia, że w razie kolizji ciało człowieka przyjmuje całe uderzenie.
To nie tylko złamane kości, ale też uszkodzenia kręgosłupa, narządów wewnętrznych, mózgu. Każdy taki uraz może zagrażać życiu lub pozostawić trwały ślad na zdrowiu. Nie ma winnych jednej strony. Na drodze jesteśmy wszyscy współodpowiedzialni. Gdybyśmy bardziej na siebie uważali, takich dramatów byłoby mniej – mówi dr Adam Pala.
Statystyki pokazują, że winni są nie tylko motocykliści. Winni są wszyscy. Nie uważamy na siebie nawzajem, a to jest najgorsze.