Na początku był bębenek obręczowy.
Ludowa zabawa nie mogła się bez niego obyć. Do momentu, gdy do Europy przypłynął jazz. Mieszkańcy wsi zapragnęli wyraźniejszego rytmu, a muzycy i kowale (sic!) podjęli wyzwanie. Ci drudzy, z racji faktu, że socjalistyczny przemysł nie przewidywał masowej, a zwłaszcza taniej produkcji zestawów perkusyjnych. Zrobiło się ciekawiej, bo tzw. “dżaz” składał się już z kilku elementów: dużego bębna, werbla, talerza, a czasem tzw. "piórnika" czyli pudełka akustycznego. Taki zestaw stał się wyzwaniem dla wiejskich muzykantów, zwłaszcza, że do tej pory ktoś obsługujący bębenek za muzykanta uważany nawet nie był. Nowy komplet instrumentów rytmicznych bywał też zwany “dżazbandytą” i faktycznie rabował kieszenie, zwłaszcza rodzin organizujących wesele. Zespół z dżazbandytą kosztował więcej, ale każdy ojciec panny młodej chciał się takim właśnie składem pochwalić.
Wacław Trzeciak – wiejski “dżazman” z duszą awangardzisty
Choć niewiele wiadomo o Wacławie Trzeciaku, jego postać stała się dla Piotra Gwadery symboliczną figurą – sumą doświadczeń, inspiracji i obserwacji wyniesionych z kontaktu z muzyką tradycyjną. Trzeciak był bębnistą ze Świętokrzyskiego, grającym w wiejskich kapelach od lat 60. do 80. XX wieku. Kiedy na wsiach zapanowało disco polo i muzyka dwudzielna zaczęła wypierać tradycyjne oberki, Trzeciak... zamilkł. Wycofał się z grania dla publiczności, by w domowym zaciszu eksperymentować z brzmieniami elektronicznymi. Jego postawa – stanowcza, ale też otwarta – stała się źródłem inspiracji dla projektu Garego Gwadery.
Od plastiku do skóry – brzmienie jest ważne
Dla Gwadery, oprócz rytmów, niezwykle istotne jest brzmienie instrumentu. Muzyk zachwyca się tymi najbardziej pierwotnymi bębnami, gdzie membrana wykonana jest ze skór zwierzęcych. Ciepłe, miękkie dźwięki kontrastują z ostrym, „plastikowym” brzmieniem współczesnych zestawów. W projekcie „Trzeciak’s Head” Gwadera używa zestawu perkusyjnego marki Szpaderski – reliktu PRL-u, który przez lata kurzył się w garażu znajomego. Zestaw ten, odzyskany niemal przypadkiem, okazał się idealny do realizacji projektu. Oprócz wspomnianego jazzowego setu, Gwadera sięga też po inne elementy "z epoki": kowalskie talerze, ręcznie robione werble czy instrumenty znalezione na wiejskich targach.
Między oberkiem a elektroniką
„Trzeciak’s Head” to nie rekonstrukcja, lecz twórczy dialog z tradycją. Gwadera łączy inspirację dawnym stylem gry z nowoczesnym podejściem do rytmu i brzmienia. Jego utwory nie są interpretacjami twórczości Wacława Trzeciaka, których zresztą nikt dziś nie zna, ale autorską wypowiedzią na temat tego, jak mogły brzmieć pomysły świętokrzyskiego muzykanta. Gwadera wybiera drogę ograniczeń. Lubi grać na prostych zestawach, gdzie każdy dźwięk ma znaczenie. Wychowany na drum’n’bassie i muzyce elektronicznej lat 90., łączy dziedzictwo przodków z duchem undergroundu.
Tradycja jako punkt wyjścia
„Trzeciak’s Head”, jak również kolejna płyta Gwadery “Far, far in Chicago. Footberk Suite” pokazuje, że muzyka ludowa to nie tylko archiwalne nagrania i rekonstrukcje. To żywa materia, którą można formować współcześnie, nie tracąc jej duszy. Gary Gwadera tworzy muzykę, która choć głęboko zakorzeniona w wiejskiej tradycji, brzmi współcześnie, a nawet futurystycznie.