Według najnowszych badań już nie 61 lecz 63 procent Polaków nie przeczytało w poprzednim roku żadnej książki. Badania nie obejmują młodzieży do lat 15.
Jerzym Woźniakiewicz: Tych badań nie można uznać za optymistyczne. Według publikacji Biblioteki Narodowej w porównaniu z rokiem 2014 odsetek nieczytających książek wzrósł z 58 do 63 proc. Półtora procent mniej przeczytało jedną do sześciu książek w ciągu roku. No i więcej, bo z 11,3 do 8,4 proc. spadł odsetek tych, którzy przeczytali ponad 7 książek z ciągu roku. Ogólnie jest gorzej, choć nie jest to spadek gwałtowny. Niemniej trzeba pracować nad tym, żeby go zahamować.
Z badania wynika, że również coraz mniej osób korzysta z bibliotek. Czy to się potwierdza u Pana w bibliotece?
W całej Polsce generalnie jest niewielki spadek czytelnictwa w bibliotekach. Nie jest duży, ale jest obserwowany prawie wszędzie. Trzeba jednak zaznaczyć, że zmienia się model korzystania z bibliotek. Zauważyliśmy, że wizyty czytelników są rzadsze, ale wypożyczają jednorazowo więcej książek. Zmienia się tez popularność różnego typu tzw. dokumentów. Coraz popularniejsza - w naszej bibliotece w drugim półroczu 2015 był to wzrost o ponad 11 proc. - jest książka mówiona i audiobooki. Ludzie pewnie nie mają czasu i wypożyczają płyty z nagranymi audiobookami, aby sluchać ich przy prasowaniu, przy prowadzeniu samochodu. Dzięki temu też poznają literaturę.
Rozumiem, ale to dla mnie osobiście jest mniej refleksyjny kontakt z książką.
Zgadzam się. Ja też wolę czytać niż słuchać, ale z dwojga złego lepiej, żeby ludzie zapoznawali się z literaturą tak niż w ogóle jej nie znali.
Jedną książkę czyta przynajmniej połowa społeczeństw zachodnioeuropejskich. W Czechach to ponad 80 proc. Dlaczego u nas jest inaczej?
Rzeczywiście nie możemy być zadowoleni z tego stanu rzeczy. Trudno znaleźć jednoznaczną przyczynę. Badacze dyskutują, dlaczego doprowadzono do takiego stanu czytelnictwa, ale ja myślę, że nieważne kto za to odpowiada. Postarajmy się to zmienić, wzmacniając rolę bibliotek, bo z tych badań wynika, że co prawda najczęściej książki pożyczamy od znajomych, potem je kupujemy, ale na trzecim, czwartym miejscu czytelnicy wskazują bibliotekę jako podstawowe źródło pozyskiwania książek do przeczytania. Biblioteki muszą kupować więcej nowości i to w większej liczbie egzemplarzy. Często jest tak, że to co jest w danym momencie popularne, jest najczęściej już wypożyczone. Trzeba rezerwować i czekać w długiej kolejce. Powinniśmy zwiększyć nakłady na zakup nowości. Powinniśmy zwiększyć atrakcyjność samych bibliotek, również jako przestrzeni. To się zmienia, ale stosunkowo wolno.
Trzy fundacje wygrały konkurs na organizację działalności kulturalnej w księgarniach krakowskich. Organizatorzy wierzą, że dodatkowe wydarzenia kulturalne w księgarniach zwiększą czytelnictwo. Pan wierzy w takie akcje?
Wierzę. Wierzę w różnego typu akcje promujące czytelnictwo. Wierzę też w to, że jeżeli przez jakąś akcję przyciągamy ludzi do przestrzeni, w której są książki i możemy im je zaprezentować, to oni się nimi zainteresują. Niech na początek sięgną po te, które się najprościej czyta i może nie są zbyt ambitne, ale ten gust czytelniczy musi się wyrabiać, a później za rada dobrego bibliotekarza sięgną po nieco ambitniejszą lekturę.
A jaki Pan ma stosunek do książki w wersji cyfrowej?
Z dumą muszę się pochwalić, że prowadzona przeze mnie biblioteka jest pierwszą w Polsce, która wypożyczała również czytniki książek elektronicznych i wypożycza je dalej, dzięki czemu czytelnicy mogą zapoznać się z tą technologią i zanim zainwestują kilkaset złotych stwierdzić, czy dobrze im się z czytnika czyta. Ja sam wyjeżdżając na wakacje, zamiast grubej papierowej biorę książkę na czytniku. Natomiast znacznie więcej czytam tych wydanych na papierze.