O modzie na slow fashion i coraz popularniejszych kursach szycia rozmawiamy z gośćmi programu "Przed hejnałem", a są nimi:
Katarzyna Stypulska, która prowadzi kursy szycia,
Agnieszka Tomera, krawcowa z wieloletnim doświadczeniem,
Jerzy Gaweł, dyrektor Krakowskich Szkół Artystycznych.
Goście programu
Zapis fragmentu rozmowy:
Czy Państwo szyją ubrania u krawca, czy korzystają z ofert sklepów?
Agnieszka Tomera: Zawsze się mówi, że szewc bez butów chodzi i u mnie jest podobnie. Jeśli jest jakaś wyjątkowa okazja, to decyduję się wówczas na uszycie sobie czegoś własnoręcznie.
Jerzy Gaweł: Ja też wpisuję się w to powiedzenie, choć mam wiele propozycji szycia ubrania. Wizyta u krawca wymaga jednak wysiłku organizacyjnego.
Katarzyna Stypulska: Szyję dla siebie ubranie według naszych własnych projektów, które potem są przedstawiane kursantkom. Jeżeli widać, jak dane ubranie leży na żywym człowieku, to wiadomo, czy warto je uszyć, czy też nie.
Pani prowadzi zakład krawiecki od wielu lat. Czy są jakieś tendencje: dawniej ludzie częściej szyli na miarę, a teraz proszą o poprawki, czy też odwrotnie?
Agnieszka Tomera: Na brak pracy nigdy nie narzekałam. Dużo osób zgłasza się do poprawek. Teraz jest moda na rzeczy pozornie niewykończone, ale nie wszystkim paniom się to podoba.
A bywa, że klientki kupują rzeczy o dwa numery za duże i proszą o dopasowanie?
Agnieszka Tomera: Bardzo często podoba się materiał, fason, ale nie ma odpowiedniego rozmiaru. Męczę się, ale poprawiam, choć łatwiej jest uszyć coś od początku.
Dawniej firmy krawieckie to były firmy wielopokoleniowe, nauka zawodu przechodziła z pokolenia na pokolenie. Czy w pani przypadku było podobnie?
Agnieszka Tomera: Tak, moja mama jest krawcową. Początkowo była szwaczką i tylko zszywała rzeczy, a z czasem stała się krawcową. Teraz ma 80 lat i dalej szyje. To jest zawód, który można "uprawiać" bez ograniczeń. I moja mama i ja umiemy też szyć na nożnej maszynie.
Czy szyją tylko kobiety?
Katarzyna Stypulska: Ostatnio na kurs zgłosił się pan, prawnik, i uszył marynarkę od zera. Byłam pełna podziwu. Dawniej to mężczyźni byli głównie krawcami.
Jerzy Gaweł: Dawniej najlepsza krawcowa w Polsce nazywała się Wielki Krojczy Koronny.
U pani trafiają się dziwni klienci, np. grupy rekonstrukcyjne.
Agnieszka Tomera: Ostatnio szyłam mundury z XVIII wieku Dostaję rysunki, szkice i wykonuję stroje, choć trzeba pamiętać, że oryginały były szyte ręcznie. Szyłam też mundury. To są trudne zamówienia, ale satysfakcja jest wielka.
Czy projektanci mody muszą umieć szyć?
Jerzy Gaweł: Może nie muszą umieć świetnie szyć, ale trzeba umieć znaleźć wspólny język z tymi, którzy realizują te projekty. Umiejętność szycia daje wspólną płaszczyznę porozumienia.
Skąd wzięła się moda na slow-fashion? Poczuliśmy się odpowiedzialni za to, co dzieje się w szwalniach w Bangladeszu?
Katarzyna Stypulska: Naszym celem jest uświadomienie ludziom, że szycie wcale nie jest takie proste, ale może być relaksujące, dawać niesamowitą satysfakcję. Jednocześnie to daje temat do rozmyślania, że te pełne ubrań galerie handlowe nie wzięły się znikąd, że za tym stoi ciężka praca.
W Austrii istnieje wielopokoleniowa firma, która przeszywa mężczyznom kołnierzyki w koszulach. Brzmi to nieprawdopodobnie w czasach, gdy całkiem przyzwoita koszula nie kosztuje tak dużo.
Jerzy Gaweł: Widziałem tę firmę. Można zastosować dwie metody: albo nicować kołnierzyki, albo wycinać kawałek materiału i wstawiać go w odpowiednim miejscu. Jeśli koszula kosztuje 100 euro, to mistrz krawiecki wykona taką usługę za 35 euro, a mężczyźni przyzwyczajają się do rzeczy ponad miarę.
Agnieszka Tomera: Do mnie też trafiają klienci, którym nicuję kołnierzyki i nie są to pojedyncze przypadki. Mężczyźni przynoszą koszule w tajemnicy przed żonami, które najchętniej wyrzuciłyby już te ubrania.