Premier Tusk utajnia jeden z punktów posiedzenia Sejmu w sprawie informacji dotyczącej bezpieczeństwa państwa. Zdarza się to nieczęsto. Jak jest to poważna sprawa? Jakieś szczegóły na pewno pani zna, choć nie może pani wprost powiedzieć, o co chodzi.
- Każde posiedzenie, jeśli jest w formule zamkniętej, zawiera elementy, o których nie można mówić powszechnie. Są to ważne rzeczy, które posłom dadzą ogląd sytuacji i pomogą w podejmowaniu decyzji. Tyle jest napięć teraz, że każdy temat ws. bezpieczeństwa państwa jest istotny. Nie można go pomijać.
Z doniesień medialnych wynika, że może chodzić o kryptowaluty i rosyjski ślad. Czy to też ma być taki rodzaj presji, żeby prezydent podpisał ustawę o kryptowalutach w tym kształcie przygotowanym przez rząd?
- Nie wiem, czy to jest presja. Pewnie każdy będzie to analizował po swojemu. Jeśli są tam elementy, które stwarzają zagrożenie dla obywateli, jest to ważne. Powinniśmy o tym rozmawiać o formule tajnej.
Jest jeszcze ta sprawa ujawniona wczoraj, chodzi o dzika zarażonego ASF, według ministra zdrowia podrzuconego w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego. Czy potwierdzają się podejrzenia o możliwym sabotażu? Jak w ogóle jest to groźna sytuacja w pani ocenie?
- Sytuacji epidemicznych nie można lekceważyć, także jeśli dotyczy to przestrzeni delikatnej. Może to się przenosić na hodowle. Może to być akt dywersji, albo nie było to działanie zamierzone. Trzeba to zbadać. Wszystkie służby muszą być ostrożne. Pełne procedury się uruchamia w takiej sytuacji. Służby weterynaryjne muszą działać na 100%.
Wczoraj odbył się medyczny szczyt rządowy, dzisiaj odbędzie się ten prezydencki. Na wczorajszym szczycie premier uspokajał i przekonywał, że NFZ nie zbankrutował, bo każdego roku dokłada się pieniędzy do systemu. W tym roku ponad 230 miliardów, w przyszłym roku ponad 240 miliardów. Rzeczywiście nic się jednak nie dzieje w sytuacji kolejek do specjalistów i przekładanych zabiegów na przyszły rok.
- Sytuacja w służbie zdrowia nie zdarzyła się w wyniku działań ostatniego roku, czy dwóch ostatnich lat. Jak ktoś tak mówi, nie zna powagi sytuacji. Były błędy systemowe. Przywołuję rok 2021, gdy była pandemia. Służba zdrowia była zamknięta i były duże oszczędności na NFZ – 10 milionów. To szybko topniało. Ludzie się nie badali i nie leczyli. Jak się okazało, że ludzie mają problem, jest pełna ścieżka medyczna. To wymaga dużych nakładów. One rosną z roku na rok, podobnie jak koszty usług medycznych. Starzeje nam się społeczeństwo. Osób po 60 roku życia mamy ponad 10 milionów. Ta sytuacja wymaga tego, że w pewnym wieku ludzie chorują.
Odnalazła pani jakikolwiek pomysł na zmianę w systemie opieki zdrowotnej wczoraj? Czy oprócz tej deklaracji, że nie będzie podwyżki składki zdrowotnej, coś się pojawiło konkretnego?
- Według mnie powinno dojść do analizy procedur między szpitalami, POZ i opieką ambulatoryjną. To należy tak uszczegółowić, żeby uniknąć dualizmów medycznych. Przez to wydłużają się kolejki. Na zdrowiu Polaków nie można oszczędzać. Mamy wykwalifikowany personal medyczny. W skali Europy nie ma tak rozwiniętego systemu opieki zdrowotnej, takiej specjalizacji personelu. O to należy dbać. Ludzie mają swoje potrzeby zdrowotne. Im trzeba umożliwić szybką reakcję i pomoc medyczną.
Wiele było spekulacji przed tym coraz szczytem. A to limit świadczeń, a to na przykład ograniczenie kontraktów lekarzy specjalistów. Niczego takiego nie usłyszeliśmy. W Krakowie jeden ze szpitali ponad 90% swojego budżetu przeznacza na wynagrodzenia lekarzy. Rzeczywiście nic się nie dzieje? Nie trzeba jakichś głębszych zmian?
- W 2021 roku wiele świadczeń z budżetu państwa, zostało wrzuconych do budżetu NFZ. To trzeba uczciwie powiedzieć.
System nie potrzebuje wyższej składki zdrowotnej?
- Społeczeństwa nie stać na kolejne podwyżki składek. Trzeba gospodarować tym, co mamy, ale mądrze. Trzeba angażować służby medyczne wtedy, gdy obywatele potrzebują pomocy. Jak człowiek jest chory, szuka pomocy. Jak jest problem zdrowotny, ludziom trzeba pomagać specjalistycznie.
Polskie Stronnictwo Ludowe ma pełne zaufanie do Ministerstwa Zdrowia?
- Mieliśmy swojego wiceministra, Marka Kosa. Mieliśmy pełne zaufanie. Niestety nie jest już nim. Bylibyśmy pewniejsi, jakbyśmy mieli tam swojego przedstawiciela. Jak to się zmieni, wtedy odpowiem.
Czyli takie ograniczone zaufanie?
- Jak mamy przedstawicielstwo w ministerstwach, wiemy, co tam się dzieje. Jak nie, nie mam w zwyczaju kłamać.
Polskie Stronnictwo Ludowe głośno protestuje w sprawie zmian w Państwowej Inspekcji Pracy. Chodzi o przekształcenie umów cywilnoprawnych w umowę o pracę decyzją administracyjną. Czy Ludowcy są za utrzymywaniem tej fikcji? Kiedy de facto mamy do czynienia ze stosunkiem pracy, pomimo obowiązującej umowy cywilnoprawnej?
- Trzeba sobie zdać sprawę z jednej rzeczy. Pieniądze w budżecie są z pracy ludzi i przedsiębiorców. Jak dociążymy przedsiębiorców i stworzymy kolejne procedury, będzie problem. Wielu przedsiębiorców zamknie firmy. Nie będzie rynku pracy, budżet nie dostanie pieniędzy z podatków i co zrobimy? Trzeba racjonalnie rozmawiać, nie robić tego pod publikę.
Mówi pani o nienormalnych procedurach, ale to jest jeden z kamieni milowych związanych z KPO.
- Słyszał pan premiera. On mówił, że jak tego nie wypełnimy, zapłacimy kary. Nie dociążymy społeczeństwa.
Czas wejścia przepisów został wyznaczony na 1 stycznia. Co to oznacza, że Koalicja 15 października zrezygnuje z tych zmian?
- Wydaje mi się, że tak.
Czyli nie będzie tej reformy Państwowej Inspekcji Pracy, nie będą mieć inspektorzy tej możliwości zmiany w takich sytuacjach, kiedy mamy do czynienia z fikcją, to znaczy kiedy osoba jest zatrudniona w oparciu o umowę cywilnoprawną?
- Ta reforma wymagała dołożenia do budżetu PIP 500 milionów. Te pieniądze są potrzebne gdzieś indziej.
Zatem to już jest pewne, że nie będzie tych zmian w PIP?
- Wydaje mi się, że nie.