Zdjęcie ilustracyjne/Fot. pexels
Kobiecy alkoholizm pod maską sukcesu
Poprzez styl życia sami tworzymy sobie uzależnienia. To nie dziedziczony schemat rodziny z problemem alkoholowym, lecz coś znacznie bardziej subtelnego: samonapędzający się model, w którym alkohol zaczyna pełnić rolę emocjonalnego regulatora, który szczególnie w przypadku kobiet może funkcjonować długo, niemal niewidocznie.
Białe wino, szampan, drinki to są takie elementy, które kojarzą się bardzo mocno z latem i wyjazdami, więc z czymś pozytywnym. Kodujemy sobie ten element doznawania radości, ale też remedium na różnego rodzaju problemy. Jeżeli alkohol jest potrzebny, żeby się zrelaksować, zasnąć albo rozpocząć domowe obowiązki, to już nie jest neutralny element życia, ale forma regulowania emocji – mówi dr Krzysztof Styczeń.
Alkoholizm to nie tylko kwestia ilości wypijanego alkoholu, ale przede wszystkim język emocji i społecznych rytuałów. Obserwując kulturę, język i zachowania, można wyraźnie zauważyć, jak głęboko w nasze codzienne życie wszedł alkohol, a szczególnie ten kobiecy, estetyzowany, z pozoru niewinny.
Ten wzorzec przywędrował do Polski z kultury zachodniej, tam, gdzie wino stało się elementem prestiżu, rytuału i towarzyskiego kodu rozpoznawczego. U nas zagościł szczególnie wśród kobiet wykształconych, aspirujących, dobrze sytuowanych. To one wracają po pracy do domu, zrzucają szpilki, odkładają markową torebkę i sięgają po butelkę – nie wódki, nie taniego alkoholu, ale konkretnego wina, najlepiej z rozpoznawalną etykietą.
Kalifornia była najbardziej rozpoznawanym miejscem, gdzie właśnie zamożne kobiety od jakiejś imprezy do imprezy, po niewielkim kieliszku wina, nigdy się nie upijając, wypijały bardzo duże ilości alkoholu. I to stało się pewnego rodzaju, można by powiedzieć, domeną osób dosyć zamożnych. I to jest nasze zadanie jako psychiatrów, czyli dokopanie się razem z pacjentem do tego, co może stanowić tę przyczynę, co w zasadzie powoduje, że jest nam łatwo sięgać po alkohol - mówi dr Krzysztof Styczeń.
Problem polega na tym, że nie chodzi tylko o ilość, ale o funkcję, jaką pełni alkohol. Jeśli jest potrzebny, by poradzić sobie z emocjami, stresem, samotnością to już jest sygnał alarmowy.
(cała rozmowa do posłuchania)
Małgorzata Majewska i Krzysztof Styczeń/fot. Sylwia Paszkowska
Język, który oswaja uzależnienie
Język uzależnienia to nie tylko słowa to strategie społeczne. Kiedy osoba odmawia alkoholu, nierzadko spotyka się z wykluczeniem, jakby przestała przynależeć do wspólnoty. Język, jakim kobiety opisują swoje picie, jest pełen zmiękczeń, eufemizmów i ironii. Mówi się "proseczko" zamiast "prosecco", żartuje z własnego zmęczenia, "bo jak nie wypić po takim trudnym dniu?", tworzy się memy z winem jako "przyjaciółką", "ratunkiem" czy "nagrodą".
To właśnie te lekkie, zabawne, kontrolowane słowa, pozwalają skutecznie wypierać realne zagrożenie. W tym sensie język staje się formą mechanizmu obronnego, który uniemożliwia konfrontację z problemem. A społeczeństwo, które nie nazywa rzeczy po imieniu, nie tylko nie pomaga – ono współuczestniczy w zaprzeczeniu.
Nie pijesz? To nie uczestniczysz w rytuale. A przecież wspólne picie jest dziś często kodem kulturowym, językiem przynależności do grupy. Trudno nam nie sięgać po alkohol, ponieważ jest on w Polsce ewidentnie elementem wspólnotowym – mówi Małgorzata Majewska.
Kultura picia w Polsce, zarówno ta męska, jak i kobieca, nie sprzyja refleksji. Z jednej strony mężczyzna ma się napić "jak facet", z drugiej kobieta ma pić z klasą, najlepiej wino, nigdy się nie upić. W obu przypadkach alkohol jest społecznie akceptowany. A jeśli coś jest powszechnie akceptowane, trudniej zauważyć problem.
Dla mnie jednym z sygnałów w sposobie mówienia, który może wskazywać na skłonność do uzależnień, niekoniecznie od alkoholu, jest brak umiejętności nazywania konkretnych emocji. Wyróżniam pięć kluczowych stanów emocjonalnych: bezradność, bezsilność, smutek, złość i agresję. Jeśli w rozmowie ktoś, mówiąc o swojej bezradności, zaczyna od razu udzielać rad, ucieka w anegdoty albo opowiada w sposób kompulsywny, to zapala mi się czerwona lampka. Zaczynam się wtedy zastanawiać, czy nie mamy już do czynienia z uzależnionym sposobem myślenia - mówi dr Małgorzata Majewska.
Kobiety, które piją, często przez długi czas pozostają niezauważone jako osoby z problemem. Są zadbane, "ogarniają", więc nikt nie podejrzewa, że codzienne wino zamieniło się w codzienną potrzebę. W przypadku mężczyzn społeczny alarm włącza się szybciej. Kobiety natomiast, dzięki swojej samodyscyplinie i wieloletniemu treningowi w ukrywaniu słabości, potrafią funkcjonować z uzależnieniem przez długie lata – do momentu, gdy ciało lub psychika odmawiają posłuszeństwa.
Cichy alkoholizm kobiet nie zaczyna się od kieliszka, tylko od potrzeby tej, której nie wypowiadamy, bo nikt nas nie nauczył, że wolno. Jeżeli pijesz, by poczuć się lepiej, to już nie chodzi o smak, tylko o ucieczkę.