
"Wołanie kukułki"
Przełożyła Anna Gralak
Wydawnictwo Dolnośląskie
Czym kierowała się Joan Rowling publikując „Wołanie kukułki” pod pseudonimem? Czy badała w ten sposób potencjalnych czytelników? A może był to jednak tylko zabieg marketingowy? Czy autorka tak próbuje się uwolnić od Harrego Pottera? A to właśnie czytelnicy powieści o małym czarodzieju dorośli do kryminalnych powieści, na dodatek i tym razem podobno zapowiada się seria.
I jeśli Rowling przyzwyczaiła ich przed laty do oszałamiającego tempa zdarzeń i pędzącej akcji, to tym razem spotka ich na pewno rozczarowanie. „Wołanie kukułki” to typowa powieść detektywistyczna, w której na pierwszych stronach dowiadujemy się o śmierci jednej z bohaterek, a na następnych ponad czterystu detektyw prowadzi drobiazgowe, żmudne, momentami zupełnie nieatrakcyjne śledztwo. Ofiara to supermodelka, która zdaniem policji wyskoczyła z okna popełniając samobójstwo. A zdaniem członków jej rodziny, samobójstwo było niemożliwe i to właśnie bada Cormoran Strike. Tak nazywa się detektyw i to zdecydowanie najciekawsza postać tej opowieści. Potężny czterdziestolatek ze skomplikowaną przeszłością, weteran wojny w Afganistanie, właśnie rozstał się z wieloletnią partnerką, a jego agencja przeżywa finansowy kryzys. Oferta poprowadzenia sprawy śmierci modelki, jest dla niego szansą na zwrócenie długów, ale z jej rodziną łączą go też wydarzenia z dzieciństwa.
Długie rozmowy, wiele przesłuchań, bezowocne spotkania, galeria postaci ze świata celebrytów i postępujące dzień po dniu żmudne, skomplikowane śledztwo aż do zaskakującego zakończenia. „Wołanie kukułki” to lektura dla uważnego czytelnika, dobra rzemieślnicza robota, ale zabrakło mi w niej zagadki, nieprzewidywalności, zwrotów akcji. Czyli tego, co w dobrej kryminalnej powieści niezbędne. "Robert Galbraith napisał niesamowicie wciągający kryminał " czytamy na okładce za "The New York Times". Myślę, że jednak nie wszystkich wciąga.